Postanowiłem zacząć tydzień rowerowo i już poniedziałek pojechałem do pracy na rowerze. Ponieważ myślałem, że WTR rowerowa jest już prawie gotowa, czyli że na całym odcinku jest przynajmniej jedna warstwa asfaltu to postanowiłem pojechać do pracy po wale.
Ponieważ jechałem zaraz po świcie, to czekały mnie pewne niespodzianki. Na początek wystraszyłem bażanty, zaraz potem moją trasę w odległości około 50 metrów przede mną przecięły dwie sarny. Kawałek dalej miałem okazję zaobserwować większe stado, biegające pomiędzy wałem a Wisłą. Jednak największą niespodzianką był niestety brak asfaltu. W porównaniu ze stanem sprzed miesiąca, to jest kawałek asfaltu i jeszcze w warstwie podkładowej na odcinku od Niepołomice (może z 1 km), dalej niestety mamy dalej około 3,5 km szutru, więc na moim Peugeocie jechało się średnio. Było też dość chłodno i nie jechało mi się za dobrze. Mimo tych przygód po mniej więcej 34 minutach i pokonaniu około 15,5 km dojechałem do pracy.
Po pracy wracałem już najkrótszą drogą czyli szosą 964, też nie jechałem za szybko, dalej było dość chłodno i pochmurnie, a moja forma jest już chyba coraz bardziej zimowa. Do tego coś powoli chyba mój Peugeot niedomaga, dawno go nie czyściłem a jeżdżę nim dość dużo, pewnie po sezonie znów będzie wymagał małego remontu.