Wyjazd do Krynicy organizowali znajomi z Niepołomic, niektórzy jechali tam na cały długi weekend, ale kilka osób jechało podobnie jak tylko pokonać tą trudną i dość długą trasę. Start wyprawy z Niepołomic, ale ja jechałem od siebie z domu. Na początek w ramach treningu przejechałem się Górnym Gościńcem do Chełmu, zjechałem do mostu na Rabie i czekałem na resztę peletonu.
Wyjechałem sobie trochę za wcześnie i musiałem czekać dobre 25 minut, na dodatek akurat się zachmurzyło i trochę zmarzłem. W końcu zobaczyłem kilku osobowy peleton prowadzony przez 3 szosowców. Na początek dobrze mi znany podjazd pod Czyżyczkę, postanowiłem spróbować utrzymać się z przodu z szosowcami. Najcięższe fragmenty jechałem na kole szosowców, ale na wypłaszczeniu przed szczytem straciłem parę metrów, które na zjeździe zamieniły się parędziesiąt. Po zjeździe w Zawadzie zatrzymałem się i poczekałem na pozostałych, żeby wiedzieli gdzie jechać. Następnym wzniesieniem był podjazd pod Olchawę, dość krótki ale stromy, szosowcy odjechali definitywnie i zobaczyliśmy ich dopiero w Krynicy. Do Wiśnicza dojechałem sobie lekko z przodu, poczekałem na resztę i zrobiliśmy krótki postój. Po jakiś 10 minutach ruszyliśmy na Lipnicę Murowaną, gdzie czekał nas oczywiście kolejny podjazd. Tempo jazdy zarówno pod górę jak na płaskich odcinkach było bardzo wysokie, trzeba było mocno walczyć o utrzymanie koła. Cały podjazd jechałem w grupie, docisnąłem dopiero na ostatnim 100 metrowym odcinku pod górę i rezultacie na zjeździe, a po chwili na rynku w Lipnicy znów byłem pierwszy. Tu kolejna przerwa, zjedliśmy nawet sobie po lodzie i po jakiś 15 minutach ruszyliśmy dalej, drogą na Tymową.
Tuż za Lipnica jeszcze jeden wymagający podjazd, ale potem zjazd i dłuższy odcinek jazdy w miarę po płaskim aż do drogi 75 w Tymowej. Zaraz po wjeździe na ruchliwą krajówkę, znowu się zatrzymaliśmy, tym razem na stacji benzynowej gdzie uzupełniliśmy zapasy picia. Kolejne 5 km, mieliśmy do pokonania DK 75, Wojtek z Szymkiem ruszyli do przodu, zostawiając resztę grupy lekko w tyle. Po minięciu ronda w Jurkowie i zjechaniu z krajówki razem z Krystianem ruszyłem w pogoń, po kilkuset metrach stwierdziłem, że nie odrabiamy i sam pojechałem do przodu. Na liczniku pojawiło się 38 km/h i bardzo szybko zredukowałem dystans do połowy, ale potem niestety zabrakło mi pary i ostatnie 100 metrów straty musiałem odrabiać dużo dłużej. Po kilku kilometrach najpierw ja dogoniłem ucieczkę, a po chwili dojechał również Krystian. Ten odcinek był w miarę płaski, zmieniając się na prowadzeniu przejechaliśmy przez Zakliczyn i już zdecydowanie mniej ruchliwą drogą ruszyliśmy na Gromnik. Kolejny postój zrobiliśmy w Sieciechowie koło dwóch kościołów (jeden drewniany) na 58 km wycieczki. Po kilku minutach dojechali Iza i Krzysiek..
Po przerwie ruszyliśmy dalej, minęliśmy Gromnik i dużą prędkością nadawaną przez Krystiana zaczęliśmy pędziliśmy na Ciężkowice. Przejechaliśmy przez Ciężkowice i zatrzymał nas dopiero przejazd kolejowy Sędziszowie (75 km) postanowiliśmy więc zrobić mały postój. Po kilkunastu minutach ruszyliśmy dalej, mieliśmy jechać trochę wolniej oszczędzając siły przed decydującym podjazdem, ale oczywiście nic z tego nie wyszło, dalej jechaliśmy szybko, ja powoli zacząłem odczuwać ból nóg, a prawa łydka coraz wyraźniej mnie spinała i zacząłem się bać żeby nie złapał mnie skurcz.
Kolejny postój zrobiliśmy kilka km przed Grybowem pod sklepem, potem przejechaliśmy Grybów i stanęliśmy jeszcze raz Kąclowej, tu została Iza, która postanowiła resztę drogi do Krynicy pokonać z Maćkiem samochodem, a my w 5 osobowym składzie ruszyliśmy zdobyć najdłuższy podjazd dzisiejszej wyprawy, do pokonania mieliśmy prawie 17,5 km podjazd z różnicą wzniesień wynoszącą 400 metrów. Początek podjazdu stosunkowo łatwy, więc tempo duże, około 22 km/h, dość szybko odjechał nam Krystian i zostaliśmy 4 osobowym składzie. Ja czułem się dość kiepsko, nogi mnie bolały, a łydka coraz bardziej mi się spinała. Pierwszy postój przed Berestem na końcu tej łatwiejszej części podjazdu, potem zaczęło się robić stromiej, więc i prędkość wyraźnie spadła, wjechaliśmy do lasu i zaczęły się serpentyny. Na początku jechał Szymek, potem ja z Krzyśkiem, a na końcu narzekający na kolano Wojtek. Ja nie lubię zatrzymywać się na podjazdach, bo wtedy tracę rytm, więc nawet jak idzie mi kiepsko, to staram się cały czas jechać, ale na prośbę Wojtka zrobiliśmy krótki postój w lesie. Po tym przystanku znowu do przodu wyrwał Szymek, mi jechało się jakoś dziwnie, z jednej strony miałem wrażenie, że nie mam kompletnie siły, a drugiej, że jadę na za miękkim przełożeniu. W końcu postanowiłem wrzucić twardsze przełożenie, szybko odjechałem od Wojtka i Krzyśka, a po kilku minutach dopadłem wyraźnie już zmęczonego Szymka. Na szczyt wzniesienia wjechaliśmy razem, popędziłem w dół i po chwili byliśmy już na skrzyżowaniu z DK 75 przy zjeździe na Krynicę, Szymek chyba zobaczył stojącego gdzieś koło drogi Krystiana i się zatrzymał, ja go nie widziałem, więc popędziłem w dół do Krynicy. Na zjeździe zobaczyłem jadącego pod górę Marcina - miałem z nim wracam do domu, ale on wyraźnie postanowił jeszcze przedłużyć sobie trasę.
Zjechałem na dół do Krynicy i zatrzymałem się pod Strażą Pożarną i myślałem, że za chwilę dojedzie reszta grupy, ale jakoś ich nie było, podjechałem jeszcze kawałek dalej do parku, gdzie pod mapą Krynicy zrobiłem fotkę mojego krosika. Po chwili zobaczyłem, jadącego samochodem Maćka i Izę z rowerem na dachu, a minutę później moją rowerową grupę, pojechałem na za nimi, nocleg mieli koło deptaku, ale pod pensjonat prowadziła stroma droga z nachyleniem pewno z 12%, na tym ostatnim odcinku dwa razy złapał mnie lekki skurcz, na szczęście po chwili byliśmy już na miejscu.
W pensjonacie trochę się umyłem, przebrałem, a następnie wraz z całą grupą poszedłem na obiad. Oni poszli szukać miejsca gdzie można coś zjeść, a ja jeszcze pojechałem na stację PKP z zamiarem kupienia biletu na pociąg. Niestety kasy były zamknięte, wiec wróciłem na krynicki deptak, przy którym moi znajomi jedli obiad. Ja też coś zjadłem, a potem ponownie pojechałem na dworzec, gdzie już czekałem na pociąg. O 19:36 ruszyłem do domu pociągiem TLK, na stacji w Bochni byłem tuż po północy. Uzbroiłem rower w lampki i pojechałem do Łapczycy, do domu dotarłem około godziny 0:35.
Wyjazd udany, forma chyba niezła, ale miałem też i momenty kryzysu. W sumie tego dnia pokonałem 134,1 km, w czasie 6:05:16 czyli uzyskałem średnią 22,14 km/h. To jednak cała jazda, do której zaliczyłem również wolniutki przejazd krynickim deptakiem. Na samym odcinku Łapczyca - Krynica wyszło mi 123,9 km, czas 5:16:29, średnia 23,49 km. Pierwszy odcinek przez Nowy Wiśnicz - Lipnicę Murowaną do Tymowej zakończyłem ze średnią 22,9 km/h. Potem na bardziej płaskim odcinku nastąpiło wyraźnie przyspieszenie i Grybowie miałem średnią powyżej 25 km/h. Ostatni długi podjazd spowodował, ze średnia trochę spadła, ale i tak na koniec wyszła rewelacyjnie wysoka. Muszę częściej organizować sobie takie długie i wymagające wyjazdy, może następnym razem na szosówce:)