Po dwóch tygodnia przerwy od roweru w końcu znalazłem czas żeby się przejechać. Weekend był dość ciepły jak na listopad, myślałem nawet o jakiejś przejażdżce w sobotę, ale nie udało się więc postanowiłem, że w niedziele rano jadę. Pogoda w niedzielny poranek była taka sobie, temperatura około 9 stopni, a słońce które o 7 rano świeciło na całego o 9 jakoś schowało się za chmurami. Na szczęście nie wiało i temperatura odczuwalna była całkiem znośna.
Postanowiłem, że pojadę do Puszczy i przy okazji wypróbuję nową drogę. Na początek podjazd pod stary kościół w Łapczycy z tego miejsca jechałem zwykle Górnym Gościńcem do Bochni, tym razem postanowiłem spróbować szutrowej drogi biegnącej w dół koło kościoła i cmentarza. Na początek całkiem miła niespodzianka, droga wysypana drobnymi kamyczkami, dobrze ubita i co ważne w prowadząca w dół. Nagle po lewej stronie zobaczyłem samotną mogiłę, zatrzymałem się żeby zrobić kilka fotek. Okazało się, że jest to pomnik (cmentarz choleryczny) wystawiony przez mieszkańców Łapczycy w roku 1869 r. w celu uczczenia pamięci 39 osób zmarłych na cholerę w 1849 r. Ten rok jest ważną datą w historii w Łapczycy, epidemia cholery panowała też w Bochni i mieszkańcy Bochni właśnie w tym roku zorganizowali pieszą pielgrzymkę do kościoła Kazimierzowskiego w Łapczycy, dzięki której epidemia miała ustąpić. Z tej okazji każdego roku odbywa się piesza pielgrzymka mieszkańców Bochni do Łapczycy. O pielgrzymce i epidemii oczywiście słyszałem, ale o tym stojącym w polach pomniku jeszcze nigdy nie słyszałem i dziś trafiłem na niego przez przypadek.
Za pomnikiem droga zakręca w prawo, kończy się też odcinek wysypany kamyczkami, zbliżamy się natomiast do zabudowań. W tym miejscu się trochę pogubiłem, jadę sobie spokojnie drogą, patrzę a tu nagle droga kończy się na jakimś podwórku z którego jeszcze szczekają na mnie psy, ponieważ chwilę wcześniej widziałem coś na kształt ścieżki przez łąkę to tam pojechałem, ale ścieżka szybko się skończyła i nie było gdzie dalej jechać. Poprowadziłem więc rower przez orne pole w kierunku widocznych na dole szklarni i przez kolejne podwórko dojechałem do drogi w kierunku Bochni. Po dokładnej analizie zdjęć satelitarnych na google stwierdziłem, że jednak należy jechać pomiędzy podwórkami, gdzie chyba jest jakaś droga, która doprowadziła by mnie tam gdzie chciałem, będę musiał jeszcze kiedyś tamtędy pojechać. Po przeprawie przez podwórka, dojechałem do drogi asfaltowej już w Bochni - Chodenicach, przejechałem przez jakieś osiedle i następnie skręciłem w ulicę Majora Bacy, przeprawiłem się pod wysokim 1,3 m wiaduktem kolejowym i po chwili dojechałem do kładki na Rabie między Bochnią i Damienicami. Muszę przyznać, że droga którą pokonałem do kładki jest sporo krótsza od tej którą zwykle jeżdżę przez Bochnie, gdyby jeszcze nie trzeba było jeździć przez podwórka z ujadającymi psami to byłaby to idealna droga z Łapczycy do Puszczy Niepołomickiej.
Dalej już jechałem sobie spokojnie przez Puszczę, zatrzymałem się na chwilę nad Czarnym Stawem, potem nad jeziorkiem obok rezerwatu żubrów i dalej przez Stanisławice dojechałem do Kłaja. Obok kościoła w Kłaju skręciłem na Targowisko i dobrze znaną mi drogą wzdłuż Raby dojechałem do drogi nr 4. Potem podjazd pod kościół w Chełmie, dalej pod cmentarz gdzie zatrzymałem się żeby zrobić kilka fotek cmentarzowi wojennemu nr 334 - wygląda bardzo ładnie, jest wyremontowany i zadbany i gdyby jeszcze tuż za nim nie stał kontener na śmieci to byłoby idealnie. Z Chełmu drogą koło kopalni dojechałem do domu zamykając przeszło 37 km pętle.
Był to mój 100 zanotowany na bikestats.pl wyjazd rowerowy w tym roku, jechało mi całkiem dobrze i forma jak na listopad jest nadal dość wysoka. Do 4100 km pozostało mi już tylko 13 km, a zbliżam się również do granicy 11 000 km z bikestats - pozostało jeszcze 49 km, jak pogoda dopisze to może uda mi się jeszcze złamać te dwie granice w tym roku.