Pierwotnie planowaliśmy zakończenie naszej rowerowej wyprawy po Mazurach na niedziele, ale ponieważ już w zasadzie od środowego popołudnia pogoda wyraźnie się pogarszała, a na weekend zapowiadali ulewy to postanowiliśmy wracać do domu już w sobotę, szczególnie że w zasadzie zrealizowaliśmy cały plan rowerowy. W piątek mieliśmy do pokonania krótki odcinek około 20 km z Harszu do Giżycka. Pogoda była nie najlepsza, co prawda słońce przebijało się przez chmury, ale było zimno i mocno wiało. Z Harszu skierowaliśmy się na Pozedrze i dalej boczną drogą prowadzącą przez kilka wiosek mieliśmy dojechać do Gizycka. Po drodze było jedno miejsce warte uwagi, a mianowicie we wsi Pieczarki na skwerze przy drodze znajdował się pomnik-cmentarz wojenny żołnierzy z okresu I wojny światowej. Jako, że interesuje mnie to zagadnienie dokładnie go sfotografowałem. W zasadzie przez całą drogę do Giżycka jechaliśmy pod wiatr, więc mimo iż dystans do pokonania był nieduży, a drogi relatywnie dobre to tempo naszej wyprawy nie było duże. Około godziny 11:00 dojechaliśmy do Giżycka, dzień wcześniej przeglądałem możliwe noclegi i znalazłem na ulicy Kolejowe schronisko młodzieżowe Krasnal. To miejsce okazało się być dla nas idealne, ponieważ znajdowało się zaledwie 200 metrów od dworca kolejowego w Giżycku z którego w sobotę o 5:53 rano mieliśmy wyruszyć w podróż do Krakowa. Po zainstalowaniu się w schronisku udaliśmy się na dworzec gdzie kupiliśmy bilety do Krakowa z przesiadką w Olsztynie, a następnie na piechotę ruszyliśmy zwiedzać Giżycko..
Na początek odwiedziliśmy znajdujący się w pobliżu port na jeziorze Niegocin, porobiliśmy fotki i ruszyliśmy dalej do XIX wiecznej Twierdzy Boyen. Twierdza leży w zasadzie na wyspie, a od stałego lądu odcięta jest kanałami wykopanymi w celu przeprawy między jeziorami. Od strony Giżycka jest to Kanał Łuczański przez który w drodze do twierdzy przerzucony jest bardzo ciekawy most obrotowy z napędem ręcznym. Most jest otwarty dla ruchu kołowego tylko w ściśle określonych godzinach, w pozostałym czasie jest zamykany i przez kanał płyną łodzie. Poczekaliśmy 15 minut na otwarcie mostu i po nim przeszliśmy na \"wyspę\" Twierdzy Boyen. W chwili obecnej wspomniany most nie jest oczywiście jedynym przejściem na wyspę, 200 metrów dalej jest kładka piesza, są również mosty drogowe na obwodnicy miasta. Twierdza Boyen w Giżycku powstała w latach 1843 – 1855 jako obiekt blokujący strategiczny przesmyk pomiędzy jeziorami Niegocin i Kisajno, miała być głównym punktem oporu na linii obrony jezior mazurskich. Ciągle rozbudowywana twierdza odegrała ważną rolę zarówno w I jak i w II wojnie światowej. Po 1945 pełniła różne funkcje praktyczne i niestety niszczała, obecnie wykorzystywana jest już tylko w celach turystycznych i udostępniona została do zwiedzania. Obejście twierdzy, dłuższym szlakiem czerwonym trwa dobrą godzinę i to jeśli nie będziemy przy okazji czytać informacji z przewodnika. My obejrzeliśmy większość pomieszczeń w twierdzy pomijając w zasadzie tylko Bramę Kętrzyńską. W amfiteatrze na terenie twierdzy na ten dzień był zaplanowany festiwal piosenki żeglarskiej, którego początek mieliśmy okazję zaobserwować z murów podczas zwiedzania. Przed rozpoczęciem zwiedzania twierdzy warto mimo wszystko zaopatrzyć się w przewodnik (koszt 18 zł, w punkcie informacji turystycznej w mieście 17 zł), ja tego nie zrobiłem ale później żałowałem i książeczkę zakupiłem w mieście. Przewodnik przedstawia historię twierdzy wraz ze zdjęciami oraz proponuje trasę zwiedzania obiektu z dokładnym opisem tego co widzimy. Można oczywiście wynająć przewodnika, który pięknie o twierdzy opowie, ale to pewnie kosztuje sporo więcej.
Po opuszczeniu twierdzy udaliśmy się na miasto, zjedliśmy obiad i podeszliśmy pod wieżę ciśnień z której podobno można podziwiać panoramę miasta i jeziora, ale wejście na wieżę kosztuję aż 10 zł od osoby (więcej niż do twierdzy - 7 zł), więc postanowiliśmy tą przyjemność sobie darować. Wieczorem poszliśmy jeszcze raz na wyspę na której mieści się twierdza, w między czasie wyczytałem, że budynek hotelu mieszczącego się na wyspie zaraz obok obrotowego mostu wykorzystuję też jedno z ocalałych skrzydeł dawnego zamku krzyżackiego, zrobiliśmy więc kilka fotek i ruszyliśmy dalej. Celem naszego spaceru było wzgórze Brunona z panoramą jeziora Niegocin. Drogę na wzgórze znaczą stacje Drogi Krzyżowej, a na samym wzgórzu znajduje się wysoki krzyż ustawiony w tym miejscu w 1910 r. w 900 rocznicę męczeńskiej śmierci biskupa.
To był koniec zwiedzania Giżycka i naszej 9 dniowej rowerowej podróży po Mazurach, a na koniec podsumowanie. Na początek finanse bo sam jestem ciekawy jak to wyszło: bilety kolejowe Kraków-Iława 160 zł, Iława-Olsztyn 36 zł, Giżycko przez Olsztyn do Krakowa 174 zł, więc w sumie 370 zł. Noclegi: Iława 54 zł x 2=108 zł, Orżyny 80 zł; Zełwągi 3x70 zł = 210 zł, Wilczy Szaniec 100 zł, Harsz 90 zł, Giżycko 60 zł łącznie 648 zł. Do tego dochodzi oczywiście jedzenie, obiady zwykle jedliśmy w knajpach natomiast śniadania i kolacje przygotowywaliśmy sami, picie i jedzenie na odcinki rowerowe, bilety wstępu: Wilczy Szaniec w cenie noclegu w hotelu a normalnie 2x15 zł, Mamerki 2x10 zł, Twierdza Boyen 2x7zł, zakupione przewodniki i inne dodatkowe przyjemności. Koniec końców wydaliśmy 1018 zł na bilety i noclegi i pewnie z jakieś 600-700 zł na resztę, do tego można doliczyć koszt kilku rzeczy, które nabyliśmy przed wyprawą i pewnie wakacje zamkną się kwotą około 1900-2100 zł.
Teraz rowerowe dokonania, nie licząc pierwszego dnia wycieczki gdzie na rowerze pokonaliśmy trasę 3,8 km, to na rowerze jeździłem przez 8 dni (moja żona 7 dni), ja pokonałem 516,05 km z czego przeszło 120 km w terenie, a moja żona przejechała około 380 km. Przez 5 dni jechaliśmy z sakwami w sumie około 240 km, ja miałem na rowerze dwie 60 litrowe sakwy crosso, ważący około 5 km namiot i śpiwór, żona miała boczne sakwy Kellys, śpiwór i mały podręczny plecak. Okazało się, że bez potrzeby wieźliśmy namiot i śpiwory, pewnie bylibyśmy je wykorzystali gdyby pogoda była lepsza, ale występujące niemal regularnie nocne burze skutecznie nas zniechęciły do korzystania z namiotu, szczególnie że z noclegami nie było większego problemu. W porównaniu z pierwotnym planem nie byliśmy pod Grunwaldem i w Szczytnie za to pokonaliśmy odcinek z Olsztyna nad Wielkie Jeziora i 80 km odcinek dookoła Jezioraka w Iławie. Pierwotnie planowałem pokonać na rowerze około 320 km, a jak widać wyszło więcej. Żona spisała się na medal, miała chwile kryzysu po pierwszym dniu, ale potem wpadła w wyprawową formę i kolejne nie zawsze łatwe odcinki pokonywała bez większego problemu. Podczas wyprawy nie zabrakło przewyższeń, mimo iż przecież minęliśmy wcześniej planowane Wzgórza Dylewskie, suma podjazdów na moich 516 km wyniosła 2331 m. Najtrudniejszy był odcinek z Olsztyna do Orżyn i dalej do Zełwągów gdzie w zasadzie cały czas było góra-dół i wyszło odpowiednio 336 m na 56 km i 487 m na 91 km. Sporo przewyższeń zaliczyłem też podczas wycieczki dookoła jeziora Śniardwy ale tam dystans był długi, trochę się też napodjeżdżaliśmy podczas wycieczki do Ruciane-Nida. Tereny przez które jechaliśmy były piękne, wybieraliśmy drogi mało ruchliwe, więc jechaliśmy przez ciche i spokojne miejscowości, ale odwiedziliśmy chyba wszystkie ważniejsze miejscowości na Mazurach i zwiedziliśmy co było do zwiedzenia. Udało nam się uniknąć większych deszczów na trasie i w sumie prawie nie zmokliśmy, wyprawę oceniam jako bardzo udaną:)
Na koniec lin do mapy z całą trasą (odcinek Iława-Olsztyn widoczny jako prosta kreska został pokonany pociągiem).