Drugi raz z tym tygodniu do pracy, rano piękna pogoda, ale im jest bardziej słonecznie tym jest chłodniej, gdy wychodziłem na termometrze było 6 stopni. Dziś już miałem licznik zamontowany, więc starałem się cisnąć w miarę równym tempem, niezbyt szybko, ale na tyle równo, że dojechałem do pracy w czasie poniżej 29 minut. Podczas jazdy testowałem, też nowe ustawienie bloków, było gorzej, więc w pracy imbus i tym razem przestawiłem blok w drugą stronę.
Po pracy musiałem się spieszyć, bo musiałem jeszcze odebrać córkę z przedszkola. Na szczęście do lasu jechałem w miarę z wiatrem, choć na odcinku od kościoła w stronę lasu, wiało raczej z boku, spychając mnie do osi jezdni, a nie specjalnie pchało do przodu. W lesie niby pod wiatr, ale do Sitowca praktycznie nie było tego czuć, więc jechałem całkiem nieźle, na Sitowcu gdy wyszedłem na bardziej odsłonięty teren, to prawie mnie zatrzymało. Po chwili jednak las osłonił mnie ponownie, więc w miarę sprawnie, choć już trochę wolniej dojechałem do Niepołomic. Zdecydowałem się najpierw jechać do domu, tam zmienić rower na górala z siodełkiem dla dziecka i dopiero jechać do przedszkola po córkę. Musieliśmy jeszcze jechać na zakupy, więc tempo jazdy trochę spadło, szczególnie, że nie wyłączyłem licznika i naliczył mi czas postoju pod przedszkolem.
Po powrocie do domu, czekały na mnie paczki pocztowe, a wśród nich mój Garmin Edge 800, ale o tym w następnym wpisie.
Od poniedziałku mój rower zmienił swój wygląd, można praktycznie powiedzieć, że to już nie szosówka a turystyk. Mojego Peugeota Nice (rocznik 1990) kupiłem jako typową (choć już retro) szosówkę w 2011 roku i na początku faktycznie służył mi jako rower szosowy. Potem zakupiłem najpierw Lapierra, a potem zamieniłem go na Treka 1200 i Peugeot poszedł w odstawkę. Z czasem zamieniłem go na wehikuł dojazdowy do pracy, dokręciłem więc bagażnik, który pozwala mi bezproblemowo założyć sakwę i jechać z betami do pracy. Jednak ostatnio uznałem, że jeśli to ma być rower dojazdowy na każdą pogodę, to muszę mieć jeszcze błotniki, ponieważ jazda po mokrej szosie, nawet przy niewielkim deszczu lub zaraz po deszczu, kończy się przemoczeniem i ubrudzeniem, zarówno rowerzysty jak i roweru - tak było w ostatni piątek. Problem z błotnikami był jednak taki, że do jakby nie było klasycznej szosówki i to jeszcze na oponach 28 mm, błotniki normalnie nie wejdą. Co prawda mocowania do błotników są, ale przy takich grubych oponach błotniki nie mieszczą się pomiędzy kołem, a ramą - szczególnie z tyłu.
Od piątku, kiedy to błotniki zdobyłem, walczyłem z nimi, żeby je dopasować do mojego Peugeota. Z przodu jako tako wszedł, choć prześwit między oponą a kołem jest trochę za mały. Z tyłu musiałem błotnik przeciąć i za pomocą blaszek, śrubek i innych kombinacji dopasować do roweru. Pierwsze zdjęcie pokazuje jeszcze nie do końca dopracowany projekt i widać wyraźnie, że błotnik z tyłu przy hamulcu za bardzo odstaje, ale w końcowej wersji jest już lepiej. Teraz tylko trzeba czekać na próbę z deszczem, choć za bardzo za deszczem nie tęsknie.