Blog wycieczkowy Jasona

 


Do Racławic na pole bitwy z 1794 r.

2011-08-21

Do Racławic na pole bitwy z 1794 r.

Wycieczkę do Racławic planowałem od dość dawna, jak zobaczyłem prognozę pogody na niedzielę uznałem, że przyszedł czas na realizacje.

Z Niepołomic wyruszyłem około godziny 8:40, przejechałem przez miasto i ruchliwą drogą 75 dotarłem do Cła, gdzie przejechałem przez drogę Kraków - Sandomierz i skierowałem się na mało uczęszczane drogi w stronę Kościeliska i Czulic. Tam zaczęły się pierwsze pagórki, które przypomniały mi wyprawę na Litwę, szybko jednak zorientowałem się, że nasze polskie górki są o wiele trudniejsze do pokonania. W Czulicach zrobiłem postój najpierw na cmentarzu parafialnym gdzie mieści się kwatera żołnierzy z I wojny światowej oznaczona numerem 396. Niestety pomnik autorstwa Mayra jest strasznie zarośnięty przez chwasty, jakieś dwa lata temu byłem tu na wiosnę i wtedy prezentował się o wiele lepiej. Kilkaset metrów dalej na dawnym terenie dworskim a obecnie za terenie opuszczonej posesji znajduje się kolejny obiekt oznaczony numerem 394 - ten pomnik był w kiepskim stanie od dawna i nic niestety w tej kwestii się nie zmieniło, dodatkowo całość jest zarośnięta trawą - szkoda, że na tym terenie nic się nie robi w celu uratowania cmentarzy wojennych z I wojny.

Z Czulic ruszyłem drogą na Biórków Mały i dalej na Biórków Wielki, droga pagórkowata i mimo, że asfaltowa to strasznie nierówna, połatana, miejscami asfalt był strasznie popękany. W tej sytuacji podjazdy strasznie męczą, a na zjazdach nie da się rozwinąć większych prędkości. W Biórkowie Małym przeciąłem drogę na 776 na Proszowice i ruszyłem dalej na północ do Biórkowa Wielkiego - w tej miejscowości obejrzałem piękny drewniany kościółek i po raz pierwszy trafiłem na czerwone oznakowania rowerowego szlaku kościuszkowskiego, który miał mnie zaprowadzić do samych Racławic. Co prawda w Biórkowie Wielkim jeszcze na niego nie wjechałem gdyż kluczył gdzieś po wsi, ale po jakimś kilometrze szlak powrócił na drogę, którą jechałem. Za Biórkowem Wielkim czekał mnie długi i męczący podjazd do Gnatowic na wysokim garb przebiegający przez Koniuszę, podjazd strasznie mnie zmęczył, ale ja jego szczycie wyjeżdżamy na przełęcz z której mamy wspaniałą panoramę na wszystkie strony, przejrzystość powietrza była tak wielka, że na południu majaczył Beskid Wyspowy i Tatry. Droga grzbietem przełęczy zaprowadziła mnie do Koniuszy, ale nie jechałem pod sam kościół tylko dosłownie 200 metrów wcześniej skręciłem w stronę Przesławic, gdzie czekał mnie długi zjazd do drogi 775 prowadzącej ze Słomnik do Proszowic. Tą drogę również przeciąłem i kolejną wiejską drogą o fatalnej nawierzchni skierowałem się do miejscowości Rzędowice i dalej do Kowar, gdzie zatrzymałem się pod sklepem w celu zrobienia zakupów. W tym miejscu szlak kościuszkowski skręcał w prawo, ale ja wypatrzyłem na mapie, że jadąc w lewo powinno być dużo szybciej i tak właśnie pojechałem, skrót okazał się strzałem w 10 i po zaledwie kilkunastu minutach byłem, już miejscowości Radziemice, gdzie przy drodze stała tablica informująca o przebiegu i charakterze szlaku. Przy tej tablicy była również tabliczka kilometrowa, zgodnie z którą na miejsce miałem już tylko 7,5 km. Na dodatek okazało się, że te 7,5 kilometra były dość łatwe, na trasie był tylko jeden większy podjazd i po kilkunastu minutach byłem już przy tabliczce kierujące mnie na Kopiec Kościuszki.

Atrakcje te de facto nie znajdują się w samych Racławicach a Janowiczkach jakiś kilometr przez Racławicami, jest parking, tablica z mapą, opisem wydarzeń i pamiątek po wydarzeniach z 1794 roku. Na wprost widoczne jest zalesione wzgórze na którym zgodnie z opisem znajduję się Kopiec Kościuszki i pozostałości wczesnośredniowiecznego grodziska. Na placu na lewo od parkingu widać pomnik Bartosza Głowackiego, ja jednak najpierw udałem się na kopiec. Tu trochę pobłądziłem, gdyż udałem się zresztą jak większość zwiedzających ładną ścieżką sportową na lewo ignorując prowadzącą na prawo niepozorną ścieżkę. Okazało się, że to był błąd i w końcu pod górę wchodziłem bardzo, bardzo stromym podejściem - ale po paru minutach moim oczom ukazał się kopiec stojący na polanie na szczycie wzgórza. Sam kopiec jest niestety mocno zaniedbany i zarośnięty chwastami, na jego szczyt nie ma jakieś utwardzonej ścieżki turystycznej, więc znowu stromymi dzikimi ścieżkami trzeba podejść pod górę. U podstawy kopca znajduję się tablica informująca o charakterze obiektu, na jego szczycie znajduję się maszt na którym na stałe jest przytwierdzona flaga biało-czerwona zrobiona chyba z metalu. Z kopca zszedłem już normalnie ścieżką, po drodze wyszedłem jeszcze na przeciwległy pagórek gdzie obejrzałem sobie panoramę okolicy. Po powrocie na parking, odpiąłem rower i ruszyłem pod pomnik Bartosza Głowackie - chłopa z pobliskich Rzędowic, bohatera bitwy pod Racławicami, który umarł w Kielcach o ran odniesionych w bitwie pod Szczekocinami. Po postoju pod pomnikiem, pojechałem po willę Walerego Sławka (premiera rządu polskiego w okresie międzywojennym) - willa wygląda jak zwykły dom - nic specjalnego i ruszyłem na poszukiwania mogiły kosynierów. Niestety na mapie są one zaznaczone mało jednoznacznie i po kilkuset metrach jazdy ścieżką między polami zrozumiałem, że są ona dość daleko, postanowiłem więc wrócić do drogi i jechać najpierw do Racławic. W samych Racławicach w zasadzie nic nie ma, po jakiś 2 kilometrach od parku z pomnikiem B. Głowackiego dojeżdżamy do drogi 783 Miechów - Skalbierz, wróciłem się więc pod kościół gdzie o godzinie 12:00 wziąłem udział w mszy świętej.

Zobacz interaktywną prezentacje Panoramy Racławickiej

Po godzinnej przerwie, wróciłem do Janowiczek i ruszyłem na poszukiwania mogił kosynierów. W tym celu musiałem podjechać dość ciężki podjazd do wsi Dziemierzyce, gdzie na skrzyżowaniu z drogą w prawo zobaczyłem drewniany krzyż opisany na mapie jako krzyż Styki - podobno z tego miejsca Jan Styka współautor Panoramy Racławickiej wykonał szkic do olbrzymich rozmiarów dzieła znajdującego się obecnie we Wrocławiu. Szlak kościuszkowski prowadzi drogą na prawo od krzyża i po kilkuset metrach wyjeżdżamy na przełęcz z cudowną wręcz panoramą okolicy, po lewej stronie drogi znajdują się dwa kopczyki z krzyżami, będące zachowanymi mogiłami kosynierów z 1794 r. Tablice przy mogiłach informują, że kosynierzy byli chowani w miejscach w których zginęli, z czasem rozsiane wśród łąk i pól groby zaczęły znikać i żeby ocalić od zapomnienia choć kilka takich miejsc w latach 60-tych XX wieku zabezpieczono te dwie mogiły. Trzeba przyznać, że groby te znajdują się w strasznie malowniczym miejscu, widok jest przepiękny, aż trudno uwierzyć że właśnie w tym spokojnym miejscu rozegrała się krwawa bitwa w której zginęło wielu żołnierzy obu armii.

Z miejsca gdzie znajdują się opisane wyżej groby, szlak kościuszkowski prowadzi prosto i klucząc gdzieś po okolicznych wioskach wraca w kierunku Słomnik. Przez chwilę nawet zastanawiałem się czy nie jechać do Słomnik, nawet jeśli nie szlakiem, to jakąś krótszą drogą, ale uznałem, że dziś nie do końca jest mój dzień, strasznie się męczyłem w drodze do Racławic, na liczniku miałem już 54 kilometry - zadecydowałem więc, że wracam. Wróciłem się znowu do Janowiczek i skierowałem się tą samą drogą co przyjechałem do Radziemic, od razu okazało się że mam z górki i mogę rozwinąć dość dobrą prędkość. W związku z tym postanowiłem tym razem pojechać z Radziemic tak jak prowadzi szlak, żeby zobaczyć ile zyskałem swoim skrótem. Okazało się, że zyskałem wiele, zarówno jeśli chodzi o dystans jak i o trudność drogi, co prawda to co ja pokonywałem jako podjazd, było w drodze do Racławic długim zjazdem, ale i tak musiałbym się sporo namęczyć. Po pokonaniu trudności, gdy już miałem skręcać w prawo na Kowary, zobaczyłem że droga na wprost prowadzi do Proszowic. Zatrzymałem się więc na poboczu, szybko sprawdziłem, że do Proszowic mam ledwie 5 kilometrów, więc nie myśląc dużo ruszyłem na drogą wprost. Po kilkunastu minutach byłem już na rynku w Proszowicach i jadłem lody. Na rynku znajduję się spory rozmiarów pomnik Tadeusza Kościuszki, więc wizyta w tym miejscu była jak najbardziej związana z moim dzisiejszym wyjazdem.

Z Proszowic miałem jechać na Wawrzeńczyce, ale dalej musiałbym jechać albo bardzo ruchliwą drogą 79 w stronę Krakowa lub ewentualnie męczyć się wałem wiślanym lub jeszcze jechać do Nowego Brzeska. Postanowiłem więc, że pojadę do Nowego Brzeska ale prosto z Proszowic drogą 775. Ta droga okazała się mieć piękny równiutki asfalt i do tego na pierwszych 5 kilometrach było albo płasko albo wręcz z górki, jechałem więc cały czas z prędkością powyżej 30 km/h i nie wiem czemu ale doszedłem do wniosku, że aż do Nowego Brzeska droga ta będzie tak wyglądać. Jednak okazało się, że nie ma tak fajnie najpierw jeden ciężki podjazd na którym przypomniałem sobie, że mam z tyłu tryby o dużej liczbie ząbków, potem piękny zjazd, ale przed samym Nowym Brzeskiem kolejny podjazd. Do miasteczka jednak już zjechałem, odwiedziłem Nowy Rynek, który przy okazji mojej ostatnie wizyty był kompletnie rozwalony - teraz już po remoncie, jest nawet fontanna. Później Stary Rynek przy którym stoi kościół z drewnianą dzwonnicą, a następnie mostem na Wiśle dojechałem do Ispiny. Dalej już jazda przez Puszczę Niepołomicka, najpierw do Chobotu, gdzie na granicy Gminy Niepołomice rozpoczął się w końcu lepszy asfalt, później przez Wolę Zabierzowską, gdzie już jutro niestety będę musiał iść do pracy. W końcu odbiłem pod kościół w Zabierzowie Bocheński, dojechałem do Drogi Królewskiej, którą dojechałem do Niepołomic. W mieście zrobiłem jeszcze krótką wizytę w sklepie i o godzinie 16:00 stanąłem pod domem moich rodziców.

Wycieczka super udana, pokonałem 105 km w dość mocnym tempie (szczególnie w drodze powrotnej). Zobaczyłem obiekty związane z Bitwą pod Racławicami. Pogoda piękna, to chyba pierwsza taka niedziela podczas wakacji (choć tydzień temu jak byłem w Częstochowie to też było bardzo ładnie). Dzięki tej wycieczce przekroczyłem próg 2500 km przejechanych w tym sezonie, więc następny cel ustawiam na 2700.

Ta wycieczka zakończyła mój rowerowy sezon urlopowy - niestety:( ale te wakacje były dla mnie wyjątkowo udane, nie pojechałem co prawda na żaden urlop, ale zaliczyłem wiele dni na rowerze. Na początek była moja pierwsza wyprawa wielodniowa na trasie Suwałki - Wilno - Suwałki, 384 km, 6 dni na rowerze. Na początku sierpnia zaliczyłem dwa etapy Tour de Pologne: 4 sierpnia etap w Zakopanym (jechałem Szaflary - Zakopane - Głodówka - Szaflary) i 2 dni później finałowy etap w Krakowie na którym złapałem koszulkę:) Trochę żałuję, że jednak nie zdecydowałem się na etap Tour de Pologne amatorów, ale cóż będzie cel na kolejny sezon. Od 11-14 sierpnia pojechałem moją drugą wyprawę wielodniową, tym razem z żoną na trasie Kraków - Częstochowa: 3 dni na rowerze - 183 km, czwarty dzień w Częstochowie. Na koniec zamykająca wycieczka do Racławic - to już moja trzecia setka w tym roku (wcześniej przez 3 lata też zaliczyłem 3). W sierpniu planuję jeszcze udział w maratonie krakowskim - oczywiście jak będzie pogoda, bo nie ma ochoty na brodzenie w błocie.

Zobacz więcej >>>


Galeria zdjęć


Statystyki aktywności
  • Dystans: 105.94 km
  • Czas: 4:31:06
  • Vavg: 23.45 km/h
  • Vmax: 54.47 km/h
  • Przewyższenia: 799 m
  • Temperatura: 25 ºC
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S