Wycieczka po OPN - poniżej trasa w dużej mierze rysowana bo GPS zapisał ją tylko od połowy:( Mimo katastrofalnej formy podczas wycieczki do Lipnicy Murowej postanowiłem, że w ostatnim tygodniu urlopu muszę zaliczyć jakiś ciekawy wyjazd, więc pojechałem do OPN. Ponieważ odwoziłem żonę do pracy to na miejscu startu - w Korzkwi pod zamkiem byłem już o 7:30. Rozłożyłem sprzęt i około 7:45 ruszyłem na trasę, najpierw do Hamerni na szlak Doliny Prądnika. Rano było dość zimno, ale jechało mi się całkiem dobrze, po kilku kilometrach odbiłem w lewo w kierunku Białego Kościoła. Tu czekał mnie pierwszy poważny sprawdzian - kilku kilometrowy podjazd, co prawda nie strasznie stromy ale za to droga wiodła cały czas pod górę. Muszę przyznać, że zmęczyłem się strasznie, ale przynajmniej nie miałem już takiego kryzysu jak podczas wcześniejszej wycieczki.
W miejscowości Biały Kościół szybko zrobiłem parę fotek białego kościoła i ruszyłem do jednego z nielicznych zaplanowanych punktów na trasie mojej wycieczki czyli do miejsca gdzie znajduję się rekonstrukcja słupa granicznego z czasów zaborów. Słup znajduję się na wlocie do Doliny Kluczwody, więc z Białego Kościoła miałem dojść długi zjazd w tym kierunku. Na szczęście słup graniczny znajduję zaraz na początku doliny, bo droga przez dolinę była mocno wypłukana i nasiąknięta wodą w wyniku deszczów:( Zobaczyłem piękną rekonstrukcję słupa granicznego pomiędzy Rosją carską i Cesarstwem Austro - Węgier, rzeczkę wypływająca spod słupa w kierunku doliny Kluczwody i zrobiłem szybki odwrót do miniętej chwilę wcześniej drogi prowadzącej pod jaskinię Wierzchowska Górą. Droga do jaskini nie była specjalnie trudna, więc po chwili byłem już przed wejściem do jaskini - jak się jednak okazało byłem tu pierwszy, ani turystów ani obsługi tylko ja:) W tej jaskini na szczęście już kiedyś byłem podczas jednej z nielicznych wycieczek z moją mało turystyczną wychowawczynią w LO, więc ruszyłem dalej w kierunku Czajowic z zamiarem podjechania pod Grotę Łokietka. W jaskini Łokietka byłem już kilka razy ale nigdy rowerem, podczas mojej ostatniej wycieczki w te strony po wspinaczce pod grotę od strony Ojcowa pod samą jaskinią zobaczyłem gościa na kolarzówce - pomyślałem sobie wtedy jak on tu wyjechał - teraz już wiem. W Czajowicach przeciąłem drogę krajową 94 i pięknym asfaltem ruszyłem w kierunku Groty Łokietka. Asfalt kończy się parkingiem jakieś 600 metrów od jaskini, a dalej wiedzie dobrze utwardzona droga szutrowa, nawet nie jest specjalnie pod górę. Pod Grotą Łokietka też byłem pierwszy:) zrobiłem szybką fotkę przy bramie i ruszyłem w drogę powrotną do Czajowic dopiero tu spotkałem osoby z obsługi jaskini udające się na stanowisko pracy:) - ciągle było jednak przed 9:00.
W Czajowicach zacząłem się zastanawiać jak jechać dalej, pogoda była super, więc postanowiłem zahaczyć o Dolinę Będkowską, pojechałem do Będkowic i tu zielonym szlakiem pieszym skierowałem się do doliny. To był niestety wielki błąd, wąska, prowadząca ostro w dół ścieżka przez las była praktycznie nieprzejezdna. Wypłukana przez wodę, z powalonymi drzewami i mocno zarośnięta krzakami - efekt był taki, że momentami musiałem prowadzić rower na ścieżce prowadzącej w dół, to mi się dawno nie zdarzyło. Gdy dotarłem do doliny to było już trochę lepiej, co prawda droga była strasznie mokra i momentami ciężko było przejechać, ale już przynajmniej jechałem na rowerze. Z Doliny Będkowskiej wyjechałem wprost na jaskinię Nietoperzową, postanowiłem więc zrobić krótki postój i przy okazji zwiedzić jaskinie:) Na szczęście na wejście nie czekałem prawie wcale, więc zwiedzanie jaskini nie zajęło specjalnie dużo czasu.
Po wyjściu z jaskini skierowałem się bocznymi droga w kierunku Jerzmanowic, na chwilę odbiłem z trasy żeby podjechać na punkt widokowy przy skale Grodzisko (502 metry npm - wyjechałem stromą ścieżką szutrową). W Jerzmanowicach sfotografowałem 2 kościoły (jeden to w zasadzie ruina) i poboczem drogi krajowej skierowałem się na Sąspów (skręt w prawo z krajówki po jakiś 2 km). W Sąspowie nie zdecydowałem się na zwiedzanie zabytkowego kościoła, natomiast tuż przed znakiem Wola Kalinowska odbiłem w lewo za oznakowaniem niebieskiego szlaku rowerowego i tym oto sposobem pięknym asfaltem przez Wąwóz Sokolec wyjechałem pod samą Maczugą Herkulesa:) Pod zamek w Pieskowej Skale postanowiłem podjechać rowerem, minąłem więc schody prowadzące od parkingu do zamku i kilkaset metrów dalej skręciłem w prawo na mega stromą kamienistą ścieżkę pod zamek. Wrzuciłem najlżejsze przełożenie i dzielnie jechałem do momentu gdy chciałem objechać bruzdę wypłukaną przez wodę, koło trafiło na duży kamień i wykonało ostry skręt i żeby się nie przewrócić to musiałem się zatrzymać. A jak już się zatrzymałem to nie mogłem ruszyć, było za stromo, koło obracało mi się w miejscu, więc kilka metrów musiałem podejść a jak zrobiło się trochę bardziej płasko wsiadłem na rower i ostatnie metry już podjechałem. Do zamku da się oczywiście dojechać drogą asfaltową, ale trzeba dołożyć sporo metrów. Na zamku krótki postój i szybkie zdjęcia, zwiedzałem zamek już wiele razy więc szybko ruszyłem dalej. Zdecydowałem się pojechać do Skały drogą wojewódzką 794, a po drodze zwiedzić ponownie Grodzisko pod Ojcowem z kościołem i pustelnią bł. Salomei.
W Grodzisku byłem w zeszłym roku z obecną moją żona, ale weszliśmy tam stromym podejściem na nogach od strony Ojcowa, tym razem postanowiłem nadłożyć kilka kilometrów i wjechać tam rowerem. Po wizycie w Grodzisku pojechałem do Skały gdzie zrobiłem krótki odpoczynek na posiłek. Niestety w tym momencie pogoda już poważnie zaczęła się psuć pojawiły się czarne chmury, mocno wiało, więc postanowiłem jak najszybciej skierować się do samochodu. Ze Skały zjechałem do Ojcowa, tu tylko kilka fotek i doliną Prądnika ruszyłem do Korzkwi. Po drodze tylko fotka pod Bramą Krakowską i krótki postój pod Kaplicą Łaskawiec, a dalej już prosto na parking gdzie zostawiłem samochód. Gdy dojechałem do Korzkwi to wydawało mi się że zaraz zacznie lać, schowałem nawet rower do samochodu, zamiast na uchwyt i szybko ruszyłem w stronę Krakowa.
Wycieczka bardzo udana, forma już trochę lepsza niż podczas poprzedniej wycieczki, choć daleka jeszcze od ideału. Pokonałem 67 kilometrów z częstymi przerwami na zwiedzanie i fotografowanie, ale tak miało być to była przede wszystkim wycieczka turystyczna po Jurze, ale na odysei trzeba będzie pokonać taki dystans praktycznie bez przerwy i to jeszcze w trudniejszym terenie - trzeba więc jeszcze dużo ćwiczyć.