Wyprawa Jura 2013 - dzień 1
Podobnie jak przed rokiem postanowiłem wybrać się na wyprawę organizowaną przez PTTK Bochnia do Częstochowy. Co prawda Jurę znam dość dobrze, dwa razy przejechałem ją całą: w 2011 z moją żoną i przed rokiem właśnie z wycieczką PTTK, do tego dochodzą jeszcze jednodniowe wycieczki głównie po Ojcowskim Parku Narodowym i zawody na orientacje, które trzykrotnie odbywały się właśnie na Jurze. Jednak każdy przejazd przez Jurę jest inny, więc postanowiłem, że jadę.
W czwartek 4 lipca wstaję rano, około 6:40 wyruszam spod domu. W Chełmie pod kościołem, gdzie był wyznaczony start imprezy, czeka już Adam po chwili dojeżdża Artur i jeszcze trójka uczestników z Bochni, około 7:10 w sześcioosobowym składzie rozpoczynamy 4 dniową wyprawę do Częstochowy i z powrotem. Na początek doskonale mi znana trasa przez Targowisko i Szarów do Niepołomic, gdzie pod zamkiem robimy pierwszy postój. Potem jedziemy przez Wolicę do Ruszczy gdzie przed mocno zniszczonym zabytkowym dworkiem robimy kolejny postój.
Trasa opracowana przez Adama dość znacznie różni się od tej z ubiegłego roku, tym razem podążamy w kierunku Słomnik, żeby ominąć Kraków, trasa w tym wariancie ma być łatwiejsza i krótsza, pierwszy nocleg podobnie jak przed rokiem zaplanowany jest w Krzywopłotach. Za Ruszczą zaczyna się robić trochę pod górę, pierwszy poważny podjazd wypada nam do drogi 776 w Kocmyrzowie. Postanawiam się sprawdzić, cisnę dość mocno, początkowo podąża za mną Edmund, ale przed samym szczytem zrywam również jego. Skręcam na drogę 776 i jadę nią przez chwilę aż do skrętu na Luborzycę, gdzie czekam na resztę grupy. Jedziemy dalej, górek już coraz więcej, jadę przed grupą razem z Edmundem, tempo jest całkiem niezłe, drogę znam choć dotychczas jeździłem nią tylko samochodem. Jedziemy przez Wysiółek Luborzycki, Marszowice, gdzie trafia się nam mega zjazd na którym pędzimy prawie 70 km/h, do Polanowic, gdzie obijamy w lewo w kierunku na Zaborze. Jedziemy dobre kilka kilometrów po drodze z betonowych płyt, które kończą się dopiero gdy przecinamy drogę nr 7 na Warszawę.
Widoki robią się coraz ładniejsze, ale i górek coraz więcej. Dojeżdżamy do Iwanowic, gdzie po krótkich postoju, jedziemy w Dolinę Dłubni w kierunku Sieciechowic i Wysocic. Znów wyskakuję przed grupę, tym razem Edmund zostaje w grupie, następne kilka kilometrów do Wysocic jadę, więc sam, dobrym tempem mimo iż ciągle delikatnie pnę się pod górę. W Wysocicach czekam na resztę, okazuje się, że nadrobiłem dobre 5 minut, gdy przyjeżdżają pozostali jedziemy pod zabytkowy kościół imienia św. Mikołaja z XII-XIII wieku, stromy podjazd i przerwa na zwiedzanie kościoła. Po przerwie wracamy się kawałek na drogę, którą jechaliśmy poprzednio i jedziemy w stronę Ibramowic, gdzie pod klasztorem robimy dłuższy postój na jedzenie i uzupełnienie zapasów wody, bo zaczyna grzać naprawdę mocno.
Tuż za Imbramowicami zwiedzam jeszcze stary cmentarz, w rezultacie muszę mocno gonić pod dość dużą górę, jednak przed szczytem wyprzedzam wszystkich po zwieździe w Suchej jestem pierwszy. Po kilku minutach dojeżdżają pozostali członkowie ekipy i radzimy jak jechać dalej, jesteśmy blisko celu, a jest jeszcze dość wcześnie. W tym momencie dzwoni telefon Artura, pani z noclegu w Krzywopłotach informuje nas, że jest problem z wodą, postanawiamy więc zadzwonić do Domaniewic do Stacji Agroturystycznej w której nocowałem z żoną w 2011 roku. Tam woda jest i cena noclegu dużo niższa, więc decydujemy się zarezerwować miejsca. Do Domaniewic mamy jeszcze bliżej niż do Krzywopłotów, postanawiamy więc odwiedzić jeszcze Wolbrom z nadzieją na jakiś obiad. Na początek mega podjazd pod Chełm, wspinamy się dość stromą drogą aż na wysokość 458 m npm, jadę z przodu z Edmundem, tuż przed szczytem lekko odjeżdżam i na premii górskiej znowu jest pierwszy. Chowamy się do cienia i czekamy na pozostałych, na szczęście do Wolbromia już tylko zjazd po kilkunastu minutach jesteśmy na rynku, dowiadujemy się że przy Urzędzie Miasta jest dobra knajpa i już po chwili wcinamy pyszny obiad.
Przerwa obiadowa trochę trwała i z Wolbromia wyjeżdżamy dopiero około 15:30. Kierujemy się na Bydlin, jednak w połowie drogi odbijamy na kiepskiej jakości drogę, którą dojeżdżamy praktycznie pod sam nocleg w Domaniewicach o 15:55 po przejechaniu mniej więcej 94 km jesteśmy na miejscu. Rozpakowujemy bagaże i już na lekko jedziemy jeszcze do Bydlina, oglądamy ruiny zamku i kwaterę legionową na cmentarzu. Widać, że zbliża się 100 rocznica wybuchu I wojny światowej, Bydlin znalazł się na przebiegającym przez kilka województw szlaku I wojny, są nowej tablice opisujące potyczkę legionistów pod Krzywopłotami, znikła natomiast tablica dotycząca ruin zamku. Po zwiedzeniu obu obiektów wracamy do Domaniec, zahaczamy jeszcze o sklep, tuż przed noclegiem mój licznik przeskakuje 100 km, więc pierwszy dzień wyprawy zamykam setką:)
Wieczorem impreza w wiacie, ognisko i kiełbaski:) Pierwszy dzień wyprawy odbył się przy doskonałej, słonecznej pogodzie, może było trochę za gorąco ale jazda i tak była bardzo przyjemna. Po drodze było kilka górek, no ale w końcu jechaliśmy z niziny na wyżynę, więc musiało być pod górę. Dystans zdecydowanie krótszy od ubiegłorocznego, wtedy jadąc przez Kraków i Krzeszowice do pobliskich Krzywopłotów pokonaliśmy 116 km, teraz byłoby góra 98 km.
Odcinek Łapczyca - Dobramowice: 101,28 km; czas: 5:28:10; max: 69,2 km/h; średnia 18,51 km/h (na odcinku do noclegu jakieś 94 km, reszta to wycieczka już bez sakw do Bydlina na zamek i cmentarz zobaczyć mogiłę legionową).