W niedzielę palmową postanowiłem wybrać się do Lipnicy Murowanej na słynny w całej Polsce konkurs Palm Wielkanocnych. Taki wyjazd planuję co roku, ale do tej pory udało mi się pojechać tylko raz. Zwykle przeszkadzała albo zimowa pogoda, albo wyjazd na zawody. Na tą niedzielę też zapowiadali kiepską pogodę, na szczęście prognoza się nie sprawdziła i było w miarę ciepło i słonecznie, tylko dość mocny wiatr psuł mi trochę humor.
Na wycieczkę wyruszyłem koło godziny 10 z Łapczycy, gdzie wcześniej musiałem odstawić moją córkę. Od razu poczułem silny wiatr z kierunku zachodniego. Na szczęście po chwili odbiłem na południe i wiatr przestał tak przeszkadzać, za to zaczęły się poważne podjazdy. Na początek podjechałem pod Czyżyczkę, potem zjazd do Zawady i znów podjazd w kierunku Zonii. Dojechałem jednak tylko do przełęczy koło stacji narciarskiej i rozpocząłem zjazd do Królówki. Następnie czekał mnie kolejny bardzo trudny podjazd do Muchówki. Pod Czyżyczkę i później pod Zonię jechałem powoli ale dość równo, tętno miałem wysokie ale utrzymywałem się poniżej 165. Dojeżdżając do mega stromego podjazdu pod Muchówkę czułem już zmęczenie.
Podjazd jest ciężki, szczególnie na początku, gdy po odcinku jazdy w miarę po płaskim dojeżdżamy nagle do ściany rzędu 20%. Na tej stromiźnie jechałem z prędkością około 5 km/h, mój garmin przestał pokazywać nachylenie i dopiero jak nachylenie podjazdu lekko zmalało, a ja przyspieszyłem to zobaczyłem na garminie 15%. Po mega stromej ściance, podjazd dalej trzyma powyżej 10%, zwykle 12-13% czasem nieznacznie spada do 9% i tak przez dokładnie 1 km. Podjazd ten w zasadzie całkiem mnie ugotował, gdy dojechałem do kościoła w Muchówce miałem już w zasadzie dość, a drogowskaz wskazywał, że do Lipnicy mam jeszcze 6 km.
Kawałek po płaskim i znów podjazd na Górę Paprotna, nachylenie maks 10%, ale ja już ledwo kręciłem, potem na szczęście długi zjazd do samej Lipnicy Murowanej. Na rynku tłumy, nie za bardzo mogłem się przecisnąć. Najpierw pojechałem pod kościół, gdzie obejrzałem procesje z palmami. Później udałem się pod drewniany kościółem św. Leonarda na cmentarzu parafialnym, z okazji święta był on otwarty dla zwiedzających, więc po raz pierwszy miałem okazję, obejrzeć go od środka. Później wróciłem na rynek, gdzie udało mi się dokładniej sfotografować konkursowe palmy. Myślałem nad tym czy nie zostać na mszy, ale byłem mocno spocony i momentalnie zrobiło mi się zimno, więc postanowiłem wracać do domu.
Tym razem zdecydowałem się wybrać nową drogę na Chronów, na początek czekał mnie znowu dość solidny podjazd z nachyleniem w granicach 8-12%. Dalej było już łatwiej, teren lekko pagórkowaty, niestety na przeszkodzie swobonej jazdy stanął wiatr, z którym musiałem się zmierzyć.
Gdy dojechałem do Starego Wiśnicza, to byłem tak zmęczony, że musiałem zatrzymać się w sklepie i uzupełnić zapas kalorii. Dalej już dobrze znaną mi trasą przez Mały Wiśnicz i Kopaliny, dalej do Bochni, na Górny Gościniec i do Łapczycy. Do domu mojej teściowej dojechałem około 13:30, mocno zmęczony.
Wyjazd udany, ale forma dość słaba, co prawda trasa była na prawdę trudna, do tego dochodził dość mocny wiatr, ale w zasadzie po dwóch pierwszych górkach pokonanych w wolnym tempie miałem dość, na dobicie doszła mega ścianka w Muchówce i dalej miałem już nogi jak waty. Powrót do domu trasą teoretycznie łatwiejszą pokonałem wolniej, średnia prędkość na całej trasie około 19 km/h na rowerze krosowym. Miałem plan jechać na szosówce, ale chyba dobrze się stało, że nie pojechałem. Pod Muchówkę chyba był sobie nie poradził, cóż może następnym razem pojadę na szosie.