Blog wycieczkowy Jasona

 


Mini wyprawa do Kielc: Solec Zdrój - Kielce

2024-07-19

Pierwszy dzień wyprawy to była typowa szybka przelotówka dobrze znanymi mi drogami, ale drugie dzień miał być wycieczką ze zwiedzaniem pokonaną w większości nieznanymi mi jeszcze drogami.

Z Solca wyruszyłem kilka minut po 7 rano i skierowałem się na Pacanów. Pokonanie około 15 km do Pacanowa okazało się dość wymagające, było kilka niewielkich podjazdów, ale w sumie poszło dość sprawnie. Na miejscu odwiedziłem rynek i Europejskie Centrum Bajki im. Koziołka Matołka - całkiem ciekawe miejsce, będę musiał tam kiedyś się wybrać z dziećmi :)

Z Pacanowa pojechałem na Oleśnicę, to tylko około 6 km, ale znów trochę pod górę. Oleśnicy już kiedyś byłem, wracając z Sandomierza z PTTK Bochnia (2019 r.), po krótkim odpoczynku na remontowanym rynku, ruszyłem na Staszów - jakieś 16 km i kolejne górki. Rynek w Staszowie też w remoncie, ale zrobiłem krótki postój i przy okazji wypatrzyłem, że do Kurozwęk można stąd jechać pieszym szlakiem zielonym, zamiast drogą 765. To była dobra decyzja - szlak pieszy był w pełni przejezdny i do tego prowadził dość ciekawym terenem, pewnie jechałem wolniej niż był jechał szosą 765, ale za ciekawej.

W Kurozwękach odwiedziłem jakieś magicznej źródełko, diabelski kamień i oczywiście zespół pałacowy z hodowlą bizonów. Kiedyś dawno temu już tu byłem, ale widać, że od tego czasu sporo się zmieniło, trzeba też sporo więcej płacić już za wstęp na sam teren pałacu. Przerwa i zwiedzanie terenu pałacu, trochę mi zajęła i musiałem się zmobilizować do dalszej jazdy, bo do pokonania miałem jeszcze ponad 60 km.

Kolejnym celem wycieczki był Raków, a po drodze zalew Chańcza, który powstał m.in. na rzece Czarna (Staszowska), która miała mi towarzyszyć przez większość mojej dzisiejszej wycieczki. Zalew i zapora na rzece robią wrażenie, może kiedyś przyjadę tu z córką na biwak. Do Rakowa pojechałem drogą 756, niestety dość ruchliwą, ale po kilku kilometrach dotarłem na miejsce.

W Rakowie (60 km trasy) też już kiedyś byłem, ale szybki przelotem podczas powrotu z wycieczki w Góry Świętokrzyskie 5 lat temu. Tym razem zrobiłem tu dłuższy postój na drugie śniadanie i uzupełnienie zapasów. Dalsza trasa mojej wycieczki miała prowadzić po szlaku Green Velo wzdłuż rzeki Czarnej i faktycznie kolejne 18 km przejechałem właśnie doliną tej rzeki. Jazda doliną wcale nie oznaczała płaskiej trasy, a ciągłem podjazdu i zjazdy. Większość trasy prowadziła asfaltem przez wioski, ale od miejscowości Smyków do miejscowości Holendry był też około 54 km odcinek szutrówki przez las.

W miejscowości Ujny Green Velo dobija na północ przecinając Cisowsko-Orłowiński Park Krajobrazowy, to właśnie gdzieś tu kończy się (albo raczej zaczyna rzeka Czarna). Kolejne kilometry to jazda przez las przez Trzemosna do Borkowa nad zalew na rzece Belnianka. Od dłuższego czasu odliczałem już kilometry do Borkowa i zmęczenie dawało coraz bardziej o sobie znać. 

W Borkowie jest nieduży, ale dobrze zagospodarowany zalew i kiedyś biwakowałem nad nim z córką (w 2022 r.). Zrobiłem tu postój, rozważałem nawet zjedzenie obiadu, ale ostatecznie postanowiłem to odłożyć do Kielc. Z Borkowa do Kielc jest już naprawdę blisko, trzeba więc było się zdecydować na jaki pociąg chce zdążyć. W grę wchodził pociąg Regio o 16:04 (było kilka minut przed 15) ale musiałbym pędzić do Kielc na złamania karku, o 16:36 IC ale i na ten musiałbym się bardzo mocno spieszyć albo IC o 18:29. Zdecydowałem, że chcę mieć trochę czasu w Kielcach, więc kupiłem bilet na 18:29. Pociąg miał być w Krakowie o 19:59, czyli akurat żebym mógł dojechać do domu przed zmierzchem - teoretycznie, więc wszystko układało się idealnie :)

Odcinek z Borkowa do granic Kielc pokonałem dość sprawnie, choć drogi na opłotkach miasta były fatalne. Po mieście trochę pokręciłem, najpierw za szlakiem Green Velo, a potem po zaplanowanym wcześniej śladzie. Ostatecznie wjechałem na wzgórze i pod pałac biskupi, a potem na rynek w Kielcach - było kilka minut po 16. Porobiłem fotki, chwilę odpocząłem i następnie udało się na poszukiwanie obiadu - ostatecznie wylądowałem w McDonaldzie.

Drugie dnia wyprawy pokonałem około 110 km (do dworca), już od około 18 km miałem trochę dość, a szczególnie uciążliwy okazał się dojazd do Kielce, gdzie zmęczyłem się strasznie. W ciągu dwóch dni mojej mini wyprawy do Kielc pokonałem około 194 km, sporo bo najkrótszą drogą można zajechać do Kielc pokonując około 125 - 135 km, ale trasa celowo prowadziła trochę naokoło, jak myślę dość ciekawą trasą.

 

Po obiedzie podjechałem pod dworzec, było kilka minut po 17, więc czasu miałem jeszcze sporo - chyba nawet trochę za dużo. Koło dworca wysoko oceniane lody z Balic, wiec podjechałem tam i zjadłem lody. Potem jeszcze kupiłem co nieco w Żabce i byłem gotowy na powrót do domu. Nie mając nic lepszego do roboty, koło 18:00 wszedłem na peron i tu niestety niemiła niespodzianka. Okazało się, że pociągi są opóźnione, pociąg o 16:36 pojechał z około 20 minutowym opóźnieniem, a mój pociąg miał się spóźnić ponad 30 minut, nie pozostało nic innego do roboty jak czekać. Na szczęście kilka minut po 19:00 pociąg wjechał na stacje, ulokowałem się pociągu i ruszyliśmy do Krakowa. Niestety opóźnienie generowało pewnie problem, pociąg miał być w Krakowie dopiero o 20:40, więc praktycznie w momencie zachodu słońca, co oznaczało, że raczej za dnia do domu nie zajadę.

Ostatecznie pociąg zameldował się na stacji o 20:39, trzeba było szybko się ogarnąć i ruszyć do domu.

Zobacz więcej >>>


Galeria zdjęć


Statystyki aktywności
  • Dystans: 110.68 km
  • Czas: 5:16:06
  • Vavg: 21.01 km/h
  • Vmax: 42.49 km/h
  • Przewyższenia: 958 m
  • Temperatura: 26 ºC
  • Kalorie: 3822 kcal
  • Sprzęt: Kross Esker 6.0