Ponieważ musiałem zawieźć dzieci do GoJump to postanowiłem zrobić sobie małą rundkę po Krakowie - miałem do dyspozycji około 2 godzin.
Pogodę zapowiadali dobrą, niestety rano cały świat spowiła mgła. W Niepołomicach już schodziła, gdy wyjeżdżaliśmy samochodem, ale niestety cały Kraków był jeszcze w gęstej mgle. Mgła oczywiście powodowała, że było wilgotno i dość chłodno. Rowerem ruszyłem około 9:40 i przez pierwsze 10 km jechałem w mgle, dopiero jak dojechało do Wawelu to słońce pokazało się na całego.
Na początek chciałem sobie podjechać z Salwatoru pod Kopiec Kościuszki, ale okazało się, że nie ma przejazdu przez most na Rudawie, więc musiałem jechać wzdłuż rzeki, aż do mostu na ulicy Focha. W tej sytuacji, pod kopiec ruszyłem stromą ulicą Zaścianek, którą dotarłem na Aleje Waszyngtona i dopiero nią pod kopiec. Podjazd kosztował mnie sporo sił, widać, że na początku sezonu jestem kompletnie bez formy.
Po krótkim postoju pod kopcem, ruszyłem dalej Al. Waszyngtona w kierunku Lasku Wolskiego, ale po zjechaniu w dół zrozumiałem, że nie mam już czasu i musze powoli zawracać. Zjechałem, więc dalej pod Willę Decjusza, a następnie przebiłem się do ścieżki rowerowej wzdłuż Rudawa i nią dojechałem do krakowskich błoni.
Dalej pod Wawel, na Rynek i potem ścieżkami wzdłuż Mogilskiej do Parku Lotników - muszę przyznać, że nigdy w nim nie byłem, więc trochę się pokręciłem po parkowych alejkach, by w końcu wyjechać pod M1. Dalej przez pusty parking i osiedlowymi uliczkami pod GoJump. Ledwo się wyrobiłem :)
Wyjazd fajny, szkoda tych pierwszych 30 minut w mgle, trochę zmarzłem, potem już wiosna na całego, brakło mi jeszcze jednej godziny, żeby podjechać pod Kopiec Piłsudskiego.