Pojechałem na zawody i jakoś należało z nich wrócić, tym razem postanowiłem dojechać do Częstochowy i wrócić do Krakowa pociągiem. Ponieważ obudziłem się dość wcześnie (na materacu w sali gimnastycznej śpi się średnio :) to postanowiłem wyruszyć tak szybko jak się i spróbować zdążyć na bezpośredni pociąg do Krakowa o 11:33. Udało się ruszyć o 6:50, było pochmurnie i wilgotno - w nocy padało.
Na początek droga sentymentalna, więc taka sama jak podczas pierwszej wycieczki na Jurę w 2012 roku, czyli z Niegowej przez Moczydło do Trzebniowa i Drogą Siedlecką do Ostrężnika. Te 11 lat Droga Siedlecka była nieprzejezdna, trzeba było pchać rower zarówno pod górę, jak i w dół. Teraz leży tam asfalt i problemem jest tylko dość solidny podjazd z nachyleniami dochodzącymi momentami do 20%, jednak w zamian mamy fajny zjazd. W Ostrężniku odbiłem od razu na Złoty Potok, a na kolejnym skrzyżowaniu na Siedlec, pod drodze postanowiłem zobaczyć Bramę Twardowskiego - czyli formacje skalną, na odwiedzenie której nigdy nie było czasu. Skałki są całkiem fajnie i faktycznie tworzą bramę, po kilku minutach "zwiedzania" ruszyłem dalej do Siedlca, a następnie do Krasawy. Tu pod wiatą postanowiłem zjeść śniadanie (tak jak w 2012), z Niegowej ruszyłem bez śniadania, tylko o jednym batoniku, więc trzeba było zaspokoić poranny głód.
Po śniadaniu szybko dojechałem do Zrębic, w tym miejscu postanowiłem, że do Olsztyna pojadę drogą 46, krajówka w niedzielę rano powinna nie być zbyt ruchliwa, a to zdecydowanie najszybsza droga. Pierwsze kilka kilometrów pokonałem bardzo szybką szosą, ale niestety w Przymiłowicach pojawił się znak zakaz jazdy rowerem i ścieżka rowerowa. Ścieżka nie była już tak szybka, ale jakoś dotoczyłem się do centrum Olsztyna. Postanowiłem wejść na zamek, gdy wjechałem przez bramę była 8:40 i nikt jeszcze biletów nie sprzedawał, poszedłem więc zwiedzać i podziwiać widoki - które są naprawdę wspaniałe. Opuszczając zamek zapłaciłem jednak za bilet - 10 zł, usłyszałem też, że jestem z tych "uczciwych" bo zapytałem się o bilet a nie uciekłem jak niektórzy na elektrykach za 30 tys. :) W centrum Olsztyna zobaczyłem jeszcze makietę zamku i ruszyłem dalej na Kusięta.
Kolejnym celem były Góry Towarne, też jeszcze nigdy przeze mnie nie odwiedzane. Góry to ciekawe formacje skalne z których mamym kolejne piękne widoki 360 stopni, jak się okazało wszedłem tylko na Małe Góry Towarne, a są jeszcze duże z jaskiniami, ale musiałbym tu przyjść na wycieczkę pieszą, z rowerem objuczonym sakwami, raczej ciężko było by się tam pchać.
Pozostał mi już tylko dojazd do Częstochowy, pojechałem przez Kusięta i strefę przemysłową w Częstochowie. Mniej więcej o 10:00 dotarłem na Mały Rynek, a chwilę później na Jasną Górę. Zrobiłem parę fotek i poprzez aplikacje kupiłem bilet na pociąg IC o 11:33. Miałem sporo czasu, ale dopiero po chwili zorientowałem się, że mój pociąg odjeżdża ze stacji Częstochowa Stradom, a nie z tej która mieści się przy alei na Jasną Górę. Ponieważ nie do końca wiedziałem, gdzie to jest to bez zbędnej zwłoki ruszyłem na poszukiwanie stacji. Trochę pobłądziłem, ale około 10:40 trafiłem na miejsce, musiałem więc trochę poczekać.
Pociąg przyjechał w miarę punktualnie, a 13:25 dojechałem (z 7 minutowym opóźnieniem) do Krakowa - moja wyprawa prawie się skończyła, prawie bo jeszcze trzeba było dojechać do Niepołomic.