Koniec wakacji trzeba było specjalnie uczcić, a że akurat miałem wolną niedzielę postanowiłem zrobić poważną wycieczkę rowerową. Początkowo plan był taki, żeby pojechać z Krzyśkiem i Izą samochodem do Szczawnicy, a na miejscu zrobić pętlę przez przełęcz nad Tokarnią (Słowacja), Czerwony Klasztor, Niedzicę i przełęcz Knurowską (od Knurowa). Jednak potem wpadłem na bardziej szalony pomysł pojechania do Szczawnicy na rowerze z Łapczycy, podjechania pod przełęcz Knurowską (od Ochotnicy Dolnej), a następnie przez Niedzicę do Szczawnicy skąd miał mnie zgarnąć Krzysiek.
Wycieczka dość wymagająca, choć jak się wydawało dość realna do zrealizowania, nie wziąłem pod uwagę jednak faktu, że niedziele będzie mega upał, który skutecznie trasę jeszcze utrudni. Z Łapczycy ruszyłem około godziny 9, ponieważ miałem do pokonania prawie 2000 m przewyższenia, to uznałem, że na początek należy pojechać ostrożnie. Do Bochni pojechałem więc DK94, gdzie miałem w miarę delikatny podjazd, następnie zjazd w kierunku centrum i kolejny podjazd w kierunku Nowego Wiśnicza. Na tym podjeździe po raz pierwszy dzisiaj zobaczyłem 2 cyfrowe wartości nachylenia podjazdu. Po serii podjazd, zjazd, podjazd, zjazd dojechałem do Nowego Wiśnicza, gdzie zrobiłem kilkuminutową przerwę, na liczniku miałem dopiero 10 km, a już powoli odczuwałem zmęczenie.
Po przerwie ruszyłem na Połom Wielki w zasadzie cały czas wspinając się pod górę, w Połomiu osiągnąłem wysokości ponad 400 m npm i ruszyłem w dół do Muchówki, potem lekki podjazd (po pokaniu którego zobaczyłem cel mojej kolejnej wspinaczki - przełęcz Widoma) i znów ostro w dół do Łąkty Dolnej na wysokość tylko 275 m npm. Z tego miejsca rozpoczął się kolejny, pierwszy naprawdę poważny dzisiejszy podjazd czyli wspinaczka na Widomą w Rozdzielu (535 m npm). Do Żegociny podjazd jest w miarę łagodny, ale i tak można się zmęczyć, w Żegocinie zatrzymałem się na chwilę, pogadałem z Krzyśkiem, który właśnie zamierzał ruszyć samochodem do Szczawnicy i po chwili ruszyłem na właściwą część podjazdu. Po wyjeździe z Żegociny robi się stromiej, ale naprawdę stromo jest dopiero w Rozdzielu, najgorsze są ostatnie metry podjazdu stromizna waha się w granicach 10-12%. Po pokonaniu podjazdu zrobiłem kilka minut przerwy na punkcie widokowym na fotografowanie.
Podjazd Przełęcz Widoma od Łąkty Dolnej: dystans 7,8 km; przewyższenia 239 m; średnie nachylenie 3,7%, max 12,1%; czas: 26:43; średnia 17,5 km/h (dane z ridewithgps).
Po podjeździe miałem zjazd do Laskowej, niestety nie jest to zjazd na którym można odpocząć, droga dziurawa, nierówna, z któtkimi podjazdami, więc niestety nie specjalnie odetchnąłem po trudach jazdy w górę. Zjechałem do doliny Łososiny i po przejechaniu rzeki, praktycznie od razu musiałem znów jechać pod górę. Co prawda dojazd do centrum Limanowej, ciężko klasyfikować jako podjazd, ale fakt, jest taki, że w zasadzie bez przerwy trzeba jechać pod górę. W rezultacie, jak dotarłem do rynku w Limanowej to znów musiałem odpocząć, zrobiło się już bardzo gorąco, więc skorzystałem z wody w fontannie, żeby się trochę schłodzić. Niestety na limanowskim rynku, nie znalazłem sklepu, w którym mógłbym uzupełnić pusty już bidon, więc ruszyłem w kierunku Starej Wsi z nadzieją, że tam znajdę otwarty sklep. Z rynku w Limanowej zaczął się kolejny poważny dziś podjazd czyli wspinaczka na Przełęcz pod Ostrą. Sklep znalazłem dość szybko, zakupiłem picie i banana, i po chwili ruszyłem dalej.
Początkowe kilometry podjazdu prowadzącego przez Starą Wieś nie są jakieś strasznie trudne, choć stromizna jest zauważalna, pod dojechaniu do pierwszego ostrego zakrętu zabezpieczonego metalową barierą żarty się jednak kończą i zaczyna się poważny podjazd ze stromizną 6-8%. Kolejne 4,5 km to naprawdę ciężki podjazd, na szczęście w większości droga prowadzi las. Kiedyś już jechałem ten podjazd, ale wtedy przyjechałem do Limanowej samochodem i dopiero stamtąd ruszyłem rowerem pod górę, wtedy wydawało mi się, że ten podjazd nie jest specjalnie trudny, dziś jednak było całkiem inaczej. Zanim dojechałem do podjazdu pokonałem już ponad 40 km i kilkaset metrów w pionie, do tego upał i to wszystko sprawiło, że podjazd okazał się bardzo ciężki. Powiem szczerze, że w pewnym momencie miałem już dość i do szczytu dojechałem w zasadzie już tylko siłą woli. Ten trudniejszy odcinek podjazdu ma średnie nachylenie 5,9%, a maksymalne 9,3%, jest jednak kilometr ponad 7,5% - nie ma więc bardzo stromo, ale są dłuższe odcinki dość strome.
Podjazd Przełęcz pod Ostrą z Limanowej: dystans 10,9 km; przewyższenia 406 m; średnie nachylenie 4,2%, max 9,3%; czas: 43:20; średnia 15,1 km/h (dane z ridewithgps).
Na szczęście z Ostrej można już sobie naprawdę pozjeżdżać:) Do Kamienicy mknąłem ponad 50 km/h, potem do Zabrzeża już wolniej, ale jeszcze ciągle w dół, dopiero po dojechaniu drogi 969 prowadzącej do Krościenka nad Dunajcem, zacząłem jechać po płaskim a potem nawet lekko pod górkę. Tą ruchliwą drogą na szczęście nie jechałem zbyt długo i po kilku kilometrach dojechałem do skrętu na Ochotnicę Dolną. W zasadzie chciałem zdobyć Przełęcz Knurowską od strony Knurowa drogą 34 zakrętów, ale jadąc rowerem z Łapczycy dojeżdżałem do drugiego końca tego podjazdu, jeszcze domu planowałem, że może wjadę od Ochotnicy, następnie zjadę i znowu podjadę, ale gdy dojechałem na miejsce, to już widziałem, że nie mam na to siły. Na liczniku miałem już 72 km i 1100 m przewyższenia, była godzina 13, było mega gorąco (37 stopni) a ja byłem już mocno zmęczony. Postanowiłem, więc poczekać na Krzyśka i Izę i pojechać pod górę z nimi, zadzwoniłem, ale okazało się, że dojadą do mnie najwcześniej za 30 minut, więc postanowiłem pojechać sklepu, który zdaniem Krzyśka był gdzieś w połowie podjazdu (10 km dalej), tam uzupełnić zapasy i poczekać na resztę.
Ruszyłem, więc pod mający 19 km podjazd na Przełęcz Knurowską. Początkowo podjazd jest bardzo delikatny 1-2%, mimo to jechało mi się dość ciężko, było upalnie i kręciło mi się źle. Gdy po 6 km dojechałem do budki z lodami to postanowiłem się zatrzymać i lekko schłodzić organizm. Zjadłem lody, ochłodziłem się rzece, ale ponieważ Krzyśka i Izy ciągle nie było, to postanowiłem jednak jechać do sklepu. Jak się okazało sklep był nie 4 km dalej, a ledwie 300 metrów od budki lodami, nadszedł więc czas na dłuższy postój. Tak się złożyło, że czekałem ponad godzinę, pozwoliło mi to na dłuższy odpoczynek, którego w pierwszej części dzisiejszego dnia wyraźnie mi brakowało. W końcu już trójkę ruszyliśmy dalej. Przez mniej więcej 5 km jechałem na końcu peletonu, jednak jak dojechaliśmy do Ochotnicy Górnej i zrobiło się trochę stromiej, to uznałem, że nadszedł czas na jazdę własnym tempem.
Szybko zostawiłem Krzyśka i Izę, jadących na rowerach górskich i pojechałem do przodu. Przez wieś jechało mi się jeszcze miarę dobrze, ale upał strasznie dawał w kość. Na jakiś kilometr przed przełęczą wjechałem do lasu, poczułem lekką ulgę od słońca, ale za to zrobiło się naprawdę stromo - na ostatnim kilometrze średnie nachylenie to prawie 5% (maks. 6,5%) co biorąc pod uwagę jazdę w upale, oraz fakt, że już od kilkunastu kilometrów kręcimy pod górę, to końcówka podjazdu może dać mocno w kość. Ostatnie metry przed przełęczą to znowu wyjazd na otwarty teren, na przełęczy było gorąco jak w piekle, więc szybko podjąłem decyzję, żeby zjechać trochę do lasu i tam poczekać na resztę peletonu. Okazało się, że musiałem czekać dobrze ponad 20 minut, ale w końcu wszyscy razem zdobyliśmy przełęcz i ruszyliśmy w dół drogą 34 zakrętów. Ten zjazd był szybki i piękny, ale tak naprawdę to chciałby tędy pojechać pod górę, dziś już nie dałem rady, ale jeszcze kiedyś spróbuję.
Podjazd Przełęcz Knurowska z Ochotnicy Dolnej: dystans 19,1 km; przewyższenia 430 m; średnie nachylenie 2,4%, max 6,5%; czas: 1:05:33; średnia 17,6 km/h (dane z ridewithgps).
Po zjeździe i przecięciu drogi 969 ruszyliśmy na Niedzicę, po drodze zrobiliśmy mały postój na kąpielisku na rzecze Białka, gdzie trochę się ochłodziliśmy. Później już w palącym słońcu ruszyliśmy na podjazd w Falsztynie. Krzysiek i Iza reklamowali ten podjazd jako bardzo trudny, było mega gorąco, a ja miałem już na liczniku ponad 100 km, więc początek podjazdu pojechałem powoli za Krzyśkiem. Jednak w pewnym momencie Krzysiek zaczął redukować biegi w swoim góralu, a ja nie miałem już czego zrzucić, więc powolutku, ale jednak szybciej niż reszta ruszyłem do przodu. Sam podjazd nie był znowu taki strasznie ciężki, choć pokonywany w takim upale, mógł na pewno dać w kość.
Podjazd Falsztyn z Frydmana: dystans 2,87 km; przewyższenia 123 m; średnie nachylenie 4,5%, max 7,9%; czas: 12:17; średnia 14,0 km/h (dane z ridewithgps).
Z Falsztynu zjechaliśmy do Niedzicy, gdzie zrobiliśmy przerwę na obiad. Po obiedzie mieliśmy się rozstać, Krzysiek i Iza mieli pojechać do Czerwonego Klasztoru i tam wzdłuż Dunajca dojechać do Szczawnicy, ja musiałem pojechać pod górę w kierunku Czorsztyna i szosą przez Krościenko dojechać do Szczawnicy. Zarazem dojechaliśmy jeszcze do Sromowców Wyżnych, gdzie ja musiałem zboczyć z trasy żeby zakupić picie na dalszą jazdę, sklep znajdował się na trasie Krzyśka i Izy, ale nie na mojej. Musiałem więc odbić jakieś 500 metrów z mojej trasy i może nie byłoby tragedii gdyby nie fakt, że droga prowadziła w dół, więc z powrotem musiałem podciągnąć pod górkę ze stromizną prawie 10%. Następnie kontynuowałem podjazd drogą na Czorsztyn, jechałem powoli wyraźnie już zmęczony, na szczęście podjazd nie był bardzo stromy i jakoś wmęczyłem pod górkę.
Podjazd Hałuszowa ze Sromowców Wyżnych: dystans 4,56 km; przewyższenia 172 m; średnie nachylenie 4,3%, max 7,9%; czas: 20:40; średnia 17,1 km/h (dane z ridewithgps).
Na szczęście to była już ostatnia wspinaczka dzisiejszego dnia, ze szczytu ruszyłem mocno w dół, początkowo po kiepskim asfalcie, ale potem było już lepiej. Ostro zjeżdżałem aż do skrzyżowania z drogą 969, potem musiałem już pedałować, ale w sumie dalej jechałem w dół. Od Krościenka do Szczawnicy się wypłaszczyło, momentami było nawet chyba lekko pod górę, ale jakoś dojechałem do samochodu Krzyśka. Po kilku minutach dojechali Krzysiek i Iza i ruszyliśmy do domu.
Dzisiejsza wycieczka była udana, choć bardzo trudna. Co prawda sam dystans nie powala i wiele razy pokonywałem dłuższe odcinki, jednak jeśli do podsumowania dołożymy 2091 m przewyższenia i upadł rzędu 35 stopni to trasa zrobiła się strasznie trudna. Bardziej męczący był mój odcinek dojazdowy, który pokonałem dość szybko, mało odpoczywając. Później gdy już jechałem z Krzyśkiem i Izą to nie podkręcałem już tak tempa i miałem zdecydowanie więcej przerw w jeździe podczas których mogłem odpocząć. Niestety mimo zmiany roweru i większej liczby treningów na szosie, dalej daleko mi do szosowców. Na dłuższych podjazdach brakuje mi przełożeń, kadencja mi spada i w rezultacie ledwo kręcę. O mały włos nie pokonała mnie przełęcz pod Ostrą, gdzie stromizna dochodzi ledwo do 8%, a ja w końcówce już ledwo kręciłem. Pod Przełęcz Knurowską było łatwiej, choć w końcówce też już miałem trochę dość. Na krótszych podjazdach było trochę lepiej, choć zbyt szybko też ich nie jechałem. Sprawdziłem sobie nawet, że kiedyś jadąc na crossie pod Ostrą wyjechałem szybciej niż dziś na szosówce, co prawda warunki były całkiem inne, ale jednak fakt jest taki, że na szosówkę jestem po prostu za słaby.