Blog wycieczkowy Jasona

 


TdP Bukowina

2015-08-07

W piątek wstałem o 5 rano i tuż przed 6 wyjechałem samochodem do Szaflar, skąd już na rowerze miałem najpierw przejechać pętle TdP a potem kibicować amatorom i zawodowcom podczas wyścigu. Plan ambitny, co do którego nie byłem pewnym czy sobie z nim poradzę na szosówce, ale postanowiłem powalczyć.

Kilka minut przed 8 ruszyłem spod Term Podhalańskich przez Biały Dunajec do Poronina, gdzie był start ostrym TdPA. Jechałem 2 godziny przed wyścigiem i liczyłem, że na uda mi się zajechać do Bukowiny na start imprezy. Po 7 kilometrowym dojeździe z Szaflar rozpocząłem pierwszy podjazd już na pętli TdP czyli podjazd do Zębu. Tą górkę wjeżdżałem do tej pory raz, na crossie i pamiętałem, że nawet poszła mi ona całkiem nieźle. Początek faktycznie podjechałem dość szybko, ale potem zaczęło się robić stromiej około 7-8% i zacząłem się dość mocno męczyć. Przy przejeździe koło znaku Ząb (jeszcze jakieś 1,5 km przed premią) zacząłem mieć lekko dość, sytuację dodatkowo pogarszało grzejące już bardzo mocno słońce. Jakoś jednak doczłapałem do skrzyżowania z drogą na Gubałówkę, gdzie zawsze znajdowała się premia i skręciłem na Czerwienne. Podjazd na premii się nie kończy i jeszcze dość mocno trzeba jechać pod górę, co prawda już nie tak stromo, ale jednak ciągle pod górę - na ridewithgps mam wyznaczony podjazd właśnie do kulminacji asfaltu i tak podaje jego parametry poniżej:

Podjazd Ząb od Poronina: dystans 4,71 km; przewyższenia 255 m; średnie nachylenie 5,9%, max 9,1%; czas: 20:28; średnia 13,8 km/h (dane z ridewithgps).

W tym miejscu podjazd się jeszcze nie kończy, po lekkim zjeździe czeka nas jeszcze podjazd na Rolów Wierch, natomiast sam podjazd na premię górską jest krótszy o jakieś 500 metrów. Porównując ten przejazd do tego przed dwóch lat (na crossie) dziś pojechałem szybciej o niecałe 6 minut.

Po pokonaniu Rolowego Wierchu znów zjazd na którym nawet na chwilę się zatrzymałem bo nie byłem pewny czy czasem nie przegapiłem skrętu przez Leszczyny na Biały Dunajec, jednak jak się okazało skręt był jakieś 500 metrów dalej. Dość szybko zjechałem do Białego Dunajca i po chwili stanąłem u stop podjazdu na Gliczarów Górny.

Tego podjazdu bałem się najbardziej, do tej pory pokonywałem go już trzykrotnie: w 2012 i 2013 na crossie oraz w 2014 na Lappierze. Na crossie wolno, ale bez większych problemów pokonywałem mega stroną ściankę znaną od dwóch jako Ściana Bukowina. Na Lappierze miałem zdecydowanie większe problemy, ale mimo wszystko też podjechałem. Dziś jechałem na Treku z najtwardszym przełożeniem w porównaniu z poprzednimi rowerami i poważnie się obawiałem, czy z mojej obecnej formie dam radę tam wciągnąć. Początek jednak w miarę łatwy i dość sprawnie przejechałem przez Gliczarów Dolny, jednak gdy dojechałem do ściany to chyba już głowie zawaliłem ten podjazd. Ruszyłem pod pierwszą prawie 20% ściankę wpięty w spd, jechałem wolno ale jakoś przepychałem, niestety chyba trochę miałem pecha, ponieważ w momencie gdy znalazłem się na zakręcie w najbardziej stromym miejscu to akurat koło mnie pod górę przejechały dwa samochody Straży Pożarnej rozwożące strażaków jako służbę porządkową po trasie. Automatycznie zjechałem do krawędzi jezdni w pewnym momencie poczułem, że nie ma już siły, nie mogłem zrobić zakosu na środek jezdni, więc panicznie próbowałem się wypiąć, niestety mi się to nie udało, zjechałem na pobocze i przewróciłem się w krzaki. Upadek był dość miękki, ale nie mogłem wstać, bo jedna noga nie wypięła mi się pedału. Po chwili udało mi się wstać, wyprowadziłem rower na asfalt i już bez wpięcia w spd ruszyłem dalej. Jak się okazało teraz już podjechałem bez problemu, mimo iż teoretycznie było trudniej. Po przejechaniu najtrudniejszej ścianki ruszyłem dalej, przejechałem przez premię i pomknąłem w dół.

Podjazd Gliczarów Górny z Białego Dunajca: dystans 5,61 km; przewyższenia 301 m; średnie nachylenie 7%, max 22%; czas: 30:00; średnia 12,5 km/h (dane z ridewithgps).

Podjazd pojechałem wolniej niż rok temu na Lappierze (27:36), jednak wtedy jechałem tą górkę jako pierwszą, dziś już miałem w nogach podjazd na Ząb, poza tym wtedy było chłodno, a dziś grzało na całego.

Po pokonaniu premii mamy jeszcze lekko pagórkowaty teren z dwoma niewielkimi podjazdami, a potem bardzo ostry zjazd po niestety nie najlepszej drodze. Ostatnia trudność jaka nas czeka na tej pętli to podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej na metę, premii górskiej tu co prawda nie ma, ale podjazd jest dość ciężki. W górę w zasadzie zaczynamy jechać zaraz po zjeździe, ale dopiero za rondem robi się poważny podjazd. Niestety tu nie kręciłem też za szybko, podjazd w pełnym słońcu na już dość sporym zmęczeniu i w rezultacie dość wolne tempo jazdy. Po niecałych 20 minutach kręcenia byłem jednak na mecie z najlepszym czasem z swojej karierze (lepiej o 2:32 niż rok temu)

Podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej (od ronda do ronda): dystans 3,92 km; przewyższenia 193 m; średnie nachylenie 5,7%, max 9,6%; czas: 18:04; średnia 13,0 km/h (dane z ridewithgps).

Do Bukowiny dojechałem akurat gdy ruszała druga grupa wyścigu TdPA, porobiłem więc kilka fotek i od razu ruszyłem ponownie do Gliczarowa Górnego tym razem drogą od Bukowiny. Ten podjazd nie jest specjalnie trudny, choć parę stromych miejsc się znajdzie (3,4 km; 85 m przewyższenia; maks. nachylenie 13%). Po drodze zrobiłem jeszcze krótką przerwę w sklepie i po chwili ponownie na ściance. Po kilkunastu minutach przejechali pierwsi amatorzy, pierwsza pięćdziesiątka nie miała większych problemów z podjazdem, potem już jednak sporo osób prowadziło pod górę. Obejrzałem przejazd może pierwszej pięćsetki, a potem wsiadłem na rower i ruszyłem z zawodnikami do premii. Byłem wypoczęty, oni wypruci po co dopiero pokonanym Gliczarówie, więc wielu z nich spokojnie wyprzedziłem. Ja oczywiście ruszyłem bezpośrednio do Bukowiny, a oni jeszcze na końcowy podjazd. Na mecie zrobiłem jeszcze kilka fotek między innymi mojemu koledze, który ukończył ostatecznie rywalizację na 426 miejscu z czasem 1:17 (mi pokonanie pętli zajęło 1:39). Później pojechałem jeszcze pod Hotel Bukowina, pogadać z kolegą, ale go nie znalazłem, więc postanowiłem, że przed wyścigiem zawodowców pojadę jeszcze na Głodówkę na obiad.

Podjazd ten pokonywałem od tej strony już dwukrotnie dziś jechałem po raz trzeci. Droga na Głodówkę nie jest bardzo stroma, ale podjazd trzyma dość równe nachylenie dochodzące do 7-8%. Jechało mi się a miarę dobrze, choć słońce bardzo mocno dogrzewało, na szczęście podjazd jest miejscami zacieniony, więc tragedii nie było w czasie poniżej 18 minut dojechałem na szczyt do schroniska, gdzie zjadłem obiad, a potem zrobiłem małą sesję na tle tatrzańskich szczytów.

Podjazd Głodówka od Bukowiny: dystans 3,53 km; przewyższenia 177 m; średnie nachylenie 4,9%, max 8%; czas: 17:33; średnia 12,1 km/h (dane z ridewithgps).

Po obiedzie wróciłem do Bukowiny, gdzie obejrzałem start wyścigu zawodowców, później ponownie pojechałem na Gliczarów, gdzie obejrzałem przejazd pierwszej pętli. Następnie pojechałem w pobliże premii górskiej gdzie obejrzałem drugą pętlę. Później zjechałem do Bukowiny, gdzie chciałem obejrzeć trzeci przejazd, niestety tu pojawił się problem, organizatorzy nie chcieli mnie wpuścić na asfalt mimo iż do przejazdu wyścigu było jeszcze ponad 30 minut, musiałem duży odcinek przejść na nogach chodnikiem, przeciskając się między balonami z reklamami. Potem udało mi się zjechać w miejsce gdzie przed rokiem atakował Majka, ale po przejeździe grupy miałem problem z powrotem. Kawałek przejechałem ale potem jeden z sędziów mnie ściągnął bo miało jechać jeszcze grupetto, więc znowu ponad kilometr chodnikiem koło balonów. Na mecie nie znalazłem już dobrego miejsca do oglądania wyścigu, nie mogłem się nawet odpowiednio ustawić, żeby zobaczyć przejazd na ekranie. W końcu więc wcisnąłem się gdzieś do barierek 100 m przed metą i czekałem.

Wyścig wygrał Henao, za nim niewielką stratą pozostali faworyci, chciałem zaczekać jeszcze na Miarczyńskiego (najlepszego z Polaków), ale on sporo stracił i pojawił się w zasadzie dopiero w momencie, gdy już odjeżdżałem. Na trasie wycofał się uciekający na pierwszych okrążeniach Michał Kwiatkowki, pozostali Polacy też raczej kiepsko. Na pocieszenia pozostał wygrany etap Bodnara w Nowym Sączu i dość niespodziewane zwycięstwo w czasówce w Krakowie (dzień później) Marcina Białobłockiego, jednak w klasyfikacji generalnej Polacy się niestety kompletnie nie liczyli.

Pozostał mi jeszcze powrót do Szaflar, gdzie zaparkowałem samochodem. Postanowiłem wrócić przez Gliczarów, niestety to był błąd. Dojechałem do pętli i musiałem poczekać 10 minut aż przejedzie grupetto z Marcelem Kitellem. Potem na zjeździe też miałem problem, dużo ludzi, organizatorzy składający balony i do tego jakaś babka w Astrze przez którą o mały włos bym leżał. Jedynym plusem tej drogi był fakt, że wyjechałem niemal przy samochodzie i nie musiałem się już męczyć po Zakopiance, jeszcze tylko krótki postój w sklepie i 2 godziny jazdy do domu.

Dzień w sumie udany, tylko ta gleba na Gliczarowie trochę popsuła mi humor. Myślę jednak, że ten podjazd przegrałem trochę w głowie, od dawna się bałem czy dam rady i ten strach mnie chyba lekko sparaliżował, do tego spdy, jednak należało się wypiąć. Najbardziej stroma ścianę przejechałem na platformach i jakoś dałem radę, więc pewnie całość też bym tak przejechał. Miałem też trochę pecha, gdyby nie te samochody to może jakoś bym zakosem przejechał, a tak lipa. Poza tym jednak wyjazd udany:)

 


Galeria zdjęć


Statystyki aktywności
  • Dystans: 80.03 km
  • Czas: 4:02:38
  • Vavg: 19.79 km/h
  • Vmax: 58.87 km/h
  • Tętno śr.: 142 (76%)
  • Tętno maks.: 178 (96%)
  • Przewyższenia: 1847 m
  • Kadencja: 79
  • Temperatura: 30 ºC
  • Kalorie: 2479 kcal
  • Sprzęt: Trek 1200 SL