Górską wyprawę na Kudłacze i Lubomir planowałem od dawna, miałem ją zrealizować wczoraj, ale pogorszenie pogody w pewnym momencie trochę mnie przestraszyło i nie pojechałem. Dziś pogoda była stabilna i mimo upału rzędu 32-33 stopni postanowiłem pojechać.
Dlaczego taki cel wyprawy? Jakąś typową górską wycieczkę planowałem już od kilku lat, myślałem o wypadzie w Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim, ale zawsze kończyło się na planach. W tym roku na wiosnę byłem z żoną i siostrami na wycieczce pieszej z Myślenic do Schroniska PTTK na Kudłaczach, stąd na szczyt Lubomira (904 m npm) brakowało nam 3,5 km, ale nie był on planach, więc na niego nie poszliśmy. Lubomir geograficzne leży w Beskidzie Wyspowym, ale twórcy Korony Gór Polskich, a za nimi twórczy Korony Beskidów uznają Lubomir za najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego. Wycieczka ta miała pozwolić mi uzupełnić pieczątki schroniska na Kudłaczach, który nich wbiłem gdy byłem tu maju i przy okazji zdobyć Lubomir do Korony Beskidów.
W tym celu pojechałem do Myślenic na Zarabie, tam zaparkowałem samochód i drogą wzdłuż Raby pojechałem do kierunku Stroży, pokonałem dość kiepskiej jakości odcinek terenowy i wyjechałem w Stróży i dalej już drogą asfaltową pojechałem na Pcim. Po przejechaniu jakiś 12 km dojechałem do stóp podjazdu na Kudłacze, skąd asfaltowa droga prowadzi do wysoko położony przysiółków Pcimia. Na początku podjazd jest dość lajtowy 2% góra 3% po dobrym asfalcie, potem stromizna lekko rośnie, ale dalej nie przekracza 5%. Wszystko zmienia się gwałtownie, gdy dojeżdżamy do znaku stromy podjazd i znajdujących się zaraz za nim serpentyn (4,1 km od początku podjazdu). Na serpentynach jest stromo, dwucyfrowe wartości nachylenia nie schodzą z licznika, a przez większość dystansu nachylenie sięgają 15-16%, na domiar złego, droga która do tej pory był mocno zacieniona, nagle wychodzi na pełne słońce. Jechałem rowerem górskim z minimalnymi przełożeniami 22x32, uważałem więc, że nawet takie stromizny, nie powinny stanowić dla mnie problemu, okazało się, że męczyłem się jednak strasznie. Pierwsza ścianka to 700 metrów i 85 m w górę (średnie nachylenie 12,2 maksymalne 16,6%). Po kolejnym zakręcie podjazd wraca do lasu i przez moment jest lżej 3-5%, następnie kolejna na szczęście dość krótka ścianka z nachyleniem dochodzącym do 12%. Dalej wjeżdżamy między domy nachylenie maleje, podjazd prowadzi dość równo w górę z nachyleniami rzędu 5-7%. Następnie pojawia się kolejna ścianka z nachyleniami dochodzącymi do 15%, sytuacja poprawia się gdy dojeżdżamy do stadniny koni, ale po chwili znów musimy się męczyć mocno pod górę. Podjazd szosowy kończy się przy pięknym domu z napisem Agroturystyka, dalej następuję odcinek po kamieniach z nachyleniem 25%, ja musiałem pokonać go z buta. Po lewej stronie mamy ciekawy punkt widokowy, potem jeszcze kilka metrów w górę, skręt w prawo i jesteśmy w schronisku na Kudłaczach (730 m npm).
W schronisku zrobiłem mały postój, kupiłem zimną Pepsi i uzupełniłem pieczątki w książeczkach GOT. Podjazd z Pcimia na Kudłacze to: 7,57 km; różnica wzniesień 378 m; mój czas 38:53; średnia 11,7 km/h - to dane podjazdu pod same schronisko, podjazd szosowy jest trochę krótszy.
Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, czekało mi teraz 3,5 km przeprawy szlakiem czerwony przez Łysinę na Lubomir. Początkowo jazda szła mi nieźle, było pod górę, ale nie zbyt stromo i po w miarę dobrej drodze. Pierwszy problem pojawił się po jakimś 1 km, stroma, gliniana droga pod górę. Dziś było sucho, więc próbowałem wjechać, ale szybko złapałem uślizg koła i musiałem podprowadzić. Potem kawałek podjechałem i dojechałem do dłuższego, dość stromego odcinka, który na domiar złego był pełny, dużych i luźnych kamieni. Początkowo próbowałem walczyć, ale po chwili stromizna wzrosła do ponad 20%, do tego jazda po kamieniach była bardzo trudna, więc stwierdziłem, że bezpieczniej będzie podprowadzić. Po jakiś 300 metrach spaceru mocno pod górę, znów wsiadłem na rower, dalej już dało się jechać choć miejscami było dość ciężko. Trudności kończą się po osiągnięciu Łysiny (z boku dochodzi szlak żółty i czarny), teraz już miarę łatwo, choć do pokonania jest ponad 1,3 km. Zatrzymałem się jeszcze raz, przed szczytem Lubomira, bo po lewej stronie ścieżki ma stromo opadającym zboczu znajduję się piękny punkt widokowy. Po zrobieniu kilku zdjęć, pokonałem jeszcze 400 m z podjazdem w końcówce i dojechałem do obserwatorium na Lubomirze.
Na szczycie zrobiłem przerwę na fotografowanie i mały odpoczynek, który był jednak mocno utrudniony przez wściekle atakujące owady. Po kilku minutach rozpocząłem, więc zjazd. Niestety nie mam duszy zjazdowca, do tego mój rower, to też nie najlepszy sprzęt na strome, kamieniste zjazdy, więc w dół jechałem też dość asekuracyjnie i nie zbyt szybko. Na Lubomir wyjeżdżałem od schroniska 27 minut, natomiast zjazd zajął mi ponad 18 minut. Bardzo ciężki okazał się też odcinek szlaku czerwonego zaraz poniżej schroniska, bardzo musiałem na nim uważać, potem zrobiłem skrót po dawnym przebiegu szlaku i po chwili wyjechałem już na dość dobrą drogę. Po zjeździe czekał mnie krótki podjazd na Działek, który nieoczekiwanie okazał się dla mnie za trudny, uślizg koła na gałęzi i znów musiałem kawałek podprowadzić, potem zjazd i znów lekki podjazd do skrzyżowania ze szlakiem zielonym prowadzącym na Chełm.
To właśnie na osiedle Chełm skierowałem swój rower, krótki zjazd ścieżką i znalazłem się na asfalcie, tak zakończyła się moja jazda terenowa na dziś. Pozostał mi tylko asfaltowy zjazd do Myślenic, jechałem bardzo szybko, licznik zanotował w pewnym momencie nawet ponad 71 km/h. Strava wymierzyła mi średnią od kościółka na osiedlu Chełm do parkingu na dole na ponad 45 km/h. Jednak jazda w dół z dużą prędkością na szerokich oponach jest o wiele bardziej pewna niż na cienkich szosowych gumach. Po dojechaniu do Raby, jeszcze tylko krótki odcinek do parkingu przy stadionie piłkarskim i moja wycieczka się skończyła.
W sumie przejechałem przeszło 35 km, z czego 11 km do jazda w terenie - 3,5 km do góry i reszta w większości w dół. Jednak jazda terenowa ani pod górę, ani w dół specjalnie mnie nie cieszyła, męczyłem się strasznie pod górę, w dół musiałem strasznie uważać, więc moja jazda też nie była za szybka. Krótko mówiąc kolarza górskiego też, ze mnie nie będzie. Pozostaje mi już chyba tylko emerycka jazda po Puszczy Niepołomickiej, bo jeszcze taka jazda przychodzi mi w miarę bez problemu:)