Dziś treningowo ma Chorągwicę, czyli na najwyższe wzniesienie Pogórza Wielickiego.
Co prawda wybrałem chyba najłatwiejszą możliwą trasę na szczyt, ale i tak się dość mocno zmęczyłem. Na początek pojechałem do Wieliczki, najkrótszą drogą, czyli szosą 964, nie było najgorzej, choć nie jest to przyjemna jazda. Po drodze kilka górek, ale było też wiatrem, więc poszło w miarę sprawnie.
Początkowo chciałem jechać na rynek w Wieliczce, i stamtąd brukowaną ulicą Kopernika podjechać do Rożnowej i dalej na Chorągwicę, ale ostatecznie uznałem, że w czasach zarazy lepiej unikać, takich miejsc ja rynek, więc od razu, w zasadzie z pominięciem miasta, pojechałem drogą 964 na Dobczyce. Tak jak wspomniałem wcześniej, to chyba najłatwiejszy wariant pojazdu na Chorągwicę, nie ma dużych stromizm (w zasadzie nie przekraczamy 10%) i jedzie się dość równo. Choć powiem, że odcinek do Rożnowej mnie mocno zmęczył, ruch na drodze był duży, na dodatek słońce mi mocno przygrzewało i jechało się ciężko. Po skręcie na Mietniów, jest już lżej, choć końcówka przed samym szczytem to znowu ponad 9%.
Na szczycie czułem się dość dobrze i pomyślałem, że nawet nie jest tak źle moją formą, ale droga powrotna jednak okazała się ciężka. Co prawda, większość to były zjazdy, no może poza krótki i stromym podjazdem w Biskupicach i potem już łatwiejszym, choć też 10% podjazdem w Bodzanowie, ale dodatkowym czynnikiem utrudniającym jazdę okazał się wschodni wiatr. Na samej końcówce pod wiatr już ledwo jechałem, ale na szczęście jakoś dojechałem.
Wycieczka udana, choć forma taka sobie. Ciągle jazdę utrudnia wiatr, wiejący najczęściej od wschodu, dał mi w kość jak jechałem ostatnio do pracy i teraz na powrocie. Jazda z chustą na twarzy jest dość trudna, pod górę praktycznie się nie da, więc twarz zasłaniałem tylko wtedy jak zbliżałem się do ludzi.