Nie mam kiedy odpocząć od roweru bo dziś kolejny raz musiałem jechać do pracy rowerem.
Postanowiłem, że dziś pojadę trochę szybciej niż wczoraj, ale bez przesady, bo nogi miałem jeszcze ciągle zmęczone po wyprawie. Wymieniłem też baterie w czujniku tętna, który padł mi na wyprawie i dziś miałem podgląd na swoje tętno.Zacząłem dość wolno, a w lesie jechałem na miękkim przełożeniu 42x16, ale starałem się trzymać kadencję powyżej 90 obrotów. W efekcie na segmencie na Drodze Królewskiej trzymałem średnią około 30 km/h. Dziwiłem się natomiast wskazaniom czujnika tętna, bo pomiar pokazywał wartości w okolicach 125 uderzeń, to strasznie wolno czyżby czujnik nawalał. Po wyjeździe w Puszczy postanowiłem lekko przyspieszyć, wrzuciłem przełożenie 52x18 i tak dojechałem do pracy, dzięki temu udało mi się podnieść średnią całego odcinka powyżej 30 km/h i uzyskać czas poniżej 27 minut.
Gdy wyszedłem z pracy to uderzył mnie dość mocny, gorący wiatr z którym musiałem trochę się zmagać. Starałem się jechać mocniej, do lasu było ciężko, ale na segmencie wyraźnie przyspieszyłem. Starałem się też uzyskać wyższe tętno, bo mój pulsometr z trudem dochodził do 130. Dopiero jak wrzuciłem twardsze przełożenie i docisnąłem do 95 obrotów to powoli zaczął dochodzić do 140 uderzeń. Tak się zastanawiam, czy czujnik coś nawala, czy też moje serce przyzwyczajone do sporego wysiłku podczas wyprawy, uznaje taką niezbyt szybką jazdę do pracy za mały pikuś i po prostu tak wolno bije. W mieście nie miałem niestety szczęścia i mimo iż pojechałem prosto do domu, bez postoju w rynku do wykręciłem minimalnie słabszy czas niż rano, przy relatywnie większym zmęczeniu.
Na segmentach:
- do pracy - 12:45 średnia 30,2 km/h (rekord 10:36 średnia 36,32 km/h - samotnie, 10:27 - średnia 36,84 km/h z Krzyśkiem)
- z pracy - 12:10 średnia 31,7 km/h (rekord 10:49 średnia 35,63 km/h)
Do pracy: dyst.: 13,54 km; czas: 26:57; średnia: 30,1 km/h.
Z pracy: dyst.: 13,48 km; czas: 27:03; średnia: 29,9 km/h.