W piątek rano wstaję jak zwykle i około 7:30 ruszam do pracy, czyli wpis Praca #46? No właśnie nie do końca, bo zaraz po pracy zamiast to domu ruszam w Góry Świętokrzyskie.
Na początek poruszam się dobrze znanymi mi terenami, jadę wałem Wisły, potem do Nowego Brzeska i do Hebdowa, tam jednak skręcam z DK79 na Gruszów, dalej na Pławowice i Lekszyce (nie jeździe jak ja, droga nie jest w pełni utwardzona i musiałem nawet przenosić rower), następnie na Sieradzice i po mniej więcej 1,5 godziny jazdy docieram do Skalbierza, gdzie robię pierwszą dłuższą przerwę. Jedzie mi się wyjątkowo dobrze i nawet niewielkie wzniesienia pokonuję dość szybko.
Niestety za Skalbierzem trasa robi się jeszcze bardzie pagórkowa, do tego dochodzi przeciwny wiatr i zaczynam się coraz bardziej męczyć. Mimo wszystko jadę całkiem szybko przez Kujawki, Sypów (gdzie lesie zaliczam premię górką), Kozubów, Młodzawy Małe i Duże, by końcu około 15:10 dojechać do Pińczowa - 76 km trasy.
Czas mam bardzo dobry, więc w Pińczowie postanawiam zjeść obiad i dopiero około 16:00 wyjeżdżam z Pińczowa. Dalej podróżuję za szlakiem rowerowym prowadzącym doliną Nidy, więc trasa robi się prawie całkiem płaska, ale mi jedzie się jakoś gorzej. Zmęczenie już narasta, wiatr wieje coraz mocniej i każdym kilometrem coraz mniej mi się chcę kręcić.
Przejeżdżam przez Imielno, Motkowice, Borszowice i dojeżdżam do Mokrska Dolnego gdzie pod sklepem muszę się zatrzymać i wzmocnić zimną fantą, bo mam już dość kręcenia 102 km. Na szczęście do celu już niedaleko, po krótkiej przerwie jadę na Sobków i po chwili przecinam DK7 w Brzegach. Teraz jest tu już S7, a stara DK7 jest praktycznie wolna od ruchu i doskonale nadaję się na rower:) To właśnie w Brzegach po raz pierwszy widzę cel mojej podróży czyli zamek w Chęcinach. Niestety wraz z wyjazdem na starą krajówkę, zderzam się z czołowym wiatrem, do tego dochodzą jeszcze podjazdy i gdy dojeżdżam do Tokarni (gdzie znajduje się skansen wsi kieleckiej) to ma już wszystkiego dość.
Trzeba pedałować jednak dalej, za Tokarnią opuszczam starą DK7 i skręcam w boczną drogą prowadzącą wprost pod zamek w Chęcinach. Przede mną dość długi podjazd, który pokonuję ze sporym trudem, potem jeszcze brukowany podjazd od parkingu pod kasy przy zamku i można powiedzieć, że cel na dziś został osiągnięty.
Pod sam zamek wychodzę już na nogach (są schody, więc rowerem nie da się wyjechać) i mogę podziwiać piękne widoki na okolice. Na zamek dziś nie wchodzę i po dłuższej przerwie zjeżdżam do rynku w Chęcinach. Sam rynek, podobnie jak zamek zostały ostatnio wyremontowane, więc prezentują się naprawdę ładnie. Robię, więc sobie przerwę na lody i podsumowuję pierwszy etap mojej wyprawy.
Do Chęcin dojechałem dużo wcześniej niż zamierzałem, mogłem więc sobie pozwolić na wypoczynek pod zamkiem a potem na rynku i dopiero około 19:30 jadę do Szkolnego Schroniska Młodzieżowego w Chęcinach. Miejscówkę mam już sprawdzoną i idealnie nadaję się ona na wypad rowerowy.
Jeśli chodzi o rower to jadę gravelem na lekko, nie wziąłem sakw, a tylko tanią torbę na bagażnik z Lidla, której boczne kieszonki tworzą małe sakwy. Mam tylko najpotrzebniejsze rzeczy i mój bagaż waży niecałe 4 kg.